8,49 zł
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 44
Wydawnictwo Avia Artis
2024
Dzień był zimowy i pochmurny, śnieg zaścielał ulice Grodna, ale Jaś wraz z rodzicami swemi, wstając od stołu, klaskał w dłonie, podskakiwał wysoko i, nie wiadomo już po raz który, ręce obojga rodziców całował. W wesołości tej Jasia nie było nic dziwnego. Ojciec i matka czule głaskali go po głowie i całowali w czoło; w jadalnym pokoju, w którym tylko-co obiad spożyto, panowało ciepło przyjemne. Zielone rośliny przypominały wiosnę i lato, żółty kanarek skakał po prętach ładnej klatki i wyśpiewywał zawzięcie, na bufecie stały resztki niedojedzonych wybornych potraw i przysmaków — nakoniec przez drzwi otwarte widać było pokój dziecinny, a w nim na podłodze i stołkach mnóstwo ślicznych zabawek: koni drewnianych, książek z obrazkami, łamigłówek i t. d. Jaś był bardzo szczęśliwem dzieckiem. Dziś jednak, o, dziś spotkać go miała wielka i niezwyczajna uciecha. Ciotka Jasia wydawała balik dziecinny, na którym znajdować się miało, oprócz ciotecznych braci i sióstr jego, wiele innych znajomych i nieznajomych dzieci, a rodzice sprawili mu na tę zabawę śliczne krakowskie ubranie. Ubranie to, Jaś włożyć miał zaraz po obiedzie, a potem z boną swoją, panną Pauliną, udać się do domu ciotki, dokąd też, w parę godzin potem, przybyć mieli i jego rodzice. Jaś aż drżał ze wzruszenia, kiedy z pomocą panny Pauliny kładł długie buciki z błyszczącemi podkówkami, białą bluzę, suto czerwonemi taśmami naszytą, i granatową pelerynkę, która tak od złotych blaszek błyszczała, jak gdyby ją kto usiał iskrami. Ale gdy zobaczył pasek skórzany, gęsto stalowemi guzikami nabity, z mnóstwem przywiązanych doń kółek brzęczących i czapeczkę granatową, siwym barankiem oszytą, radość jego granic nie znała. W tem garderobiana, Andzia, weszła do dziecinnego pokoju i oznajmiła matce Jasia, że jakiś żebrak przyszedł i o wsparcie prosi. Usłyszawszy to, Jaś w mgnieniu oka zapomniał o nowym stroju i doznanej przed chwilą radości, a krzyknąwszy z przestrachu, wyrwał się z rąk panny Pauliny, która go właśnie ślicznym pasikiem opasać chciała, i co prędzej schował się za wysoką poręcz łóżka. — O, Boże! — ze smutkiem w głosie zawołała matka Jasia — zawsze to lękanie się ubogich! Jasiu — mówiła dalej — proszę mi zaraz zaprzestać tego chowania się... — Nie mogę, mamuńciu, doprawdy, nie mogę, tam... pewnie... straszny dziad jakiś! — odpowiadał z za poręczy drżący i żałosny głosik Jasia. — Cóż to się dzieje? Dla czego Jaś chowa się za łóżko? — wchodząc do pokoju, zapytał ojciec Jasia. Matka opowiedziała mu wszystko, co zaszło, a potem z wielkiem zmartwieniem mówiła, że Maryanna, niańka Jasia, a także i panna Zofia — ta bona jego, która pannę Paulinę poprzedziła — tak mu zawsze za niegrzeczność i nieposłuszeństwo groziły dziadem brodatym i noszącym wielką torbę, w którą niegrzeczne dzieci zabiera, że do tego czasu, pomimo wszelkich usiłowań i jej i panny Pauliny, Jaś nie przestaje lękać się ubogich, myśląc zawsze, że każdy z nich jest takim dziadem z długą brodą i wielką torbą. Opowiadaniem tem ojciec Jasia bardzo był rozgniewany i surowym głosem powiedział, aby ubogiego przywołano do garderoby, a Jaś powinien mu sam zanieść i grzecznie podać jałmużnę. — Ojcze! — coraz płaczliwiej wołał z ukrycia swego Jaś — nie mogę doprawdy, nie mogę... pewnie ten dziad brodaty i z wielką torbą. Tu panna Paulina pochyliła się i cichutko mu szepnęła: — Niech Jaś rodziców nie martwi... Mama łzy ma w oczach, a ojciec ze zmartwienia zachorować może. Na dobre i kochające rodziców serce Jasia słowa te wpływ wywarły. Z rozczochranymi włosami wyszedł z ukrycia i ze spuszczonemi oczami stanął przed ojcem. Ojciec dał mu srebrny pieniążek, powtarzając raz jeszcze, żeby zaniósł go i grzecznie oddał czekającemu w garderobie żebrakowi. O, tak, przypuszczenie Jasia sprawdziło się zupełnie. Żebrak miał długą bardzo brodę i wielką płócienną torbę, zawieszoną na plecach. Stał oparty na grubym kiju i półgłosem odmawiał pacierze. Jaś miał szczerą ochotę zaraz od progu garderoby uciec i schować się znowu za łóżko; ale panna Paulina trzymała go za rękę i ciągle po cichu mówiła, że nie trzeba rodziców martwić i że mama miała łzy w oczach. Szedł więc, ale drżał i oczy szeroko ze strachu otwierał. Sam nie wiedział, kiedy i jak oddał pieniądz żebrakowi, a spełniwszy już rozkaz ojca, wyrwał rękę z dłoni panny Pauliny i zdyszany tak, jak gdyby był całą wiorstę ubiegł, wpadł do dziecinnego pokoju. Tu znalazł oboje rodziców, którzy długo i po kolei przedstawiali mu, że lękać się i nie lubić ubogich jest rzeczą bardzo, bardzo nieładną, że wszyscy pomyśleć mogą, iż Jaś ma złe serce i jest bardzo nierozsądnem dzieckiem, że najświętszym obowiązkiem ludzi bogatych, albo dostatnich powinno być wspieranie tych, którzy mniej od nich posiadają. Jaś przedstawień tych słuchał z pokorą i uszanowaniem, ale gdy rodzice odeszli, do panny Pauliny powiedział: — Doprawdy, nie wiem, co ja temu winien jestem, że się tak dziadów boję... Mówiłem przecież, że i ten będzie pewno z długą brodą i wielką torbą. A czy nieprawda? Każdy ubogi jest takim strasznym dziadem! Kiedy już z panną Pauliną wychodził na ulicę, odezwał się: — Wie panna Paulina, co ja sobie myślę? Kiedy wyrosnę i będę miał swoich służących, rozkażę im, aby nigdy żadnego ubogiego do mieszkania mego nie wpuszczali. Panna Paulina oburzyła się bardzo na to powiedzenie Jasia i chciała znowu przedstawiać mu, jak on źle i nieładnie myśli i postępuje, ale Jaś, zobaczywszy w oknie fryzyera ogromną lalkę, z pięknie uczesanymi włosami i w perłach na szyi, która, okręcając się powoli, zwracała się ku ulicy to twarzą, to plecami, w mgnieniu oka zapomniał o wszystkiem, co przed chwilą mówił lub słyszał i pannę Paulinę ku oknu z lalką pociągnął. Stali tam