Światło w ruinach - Eliza Orzeszkowa - ebook

Światło w ruinach ebook

Eliza Orzeszkowa

0,0
8,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Światło w ruinach” to opowiadanie jednej z najwybitniejszych polskich powieściopisarek Elizy Orzeszkowej. Była nominowana do Nagrody Nobla w dziedzinie literatury w 1905 roku, kiedy to członkowie Komitetu Noblowskiego uznali iż: „O ile w tekstach Sienkiewicza bije szlachetne polskie serce, to w twórczości Elizy Orzeszkowej bije serce człowieka”.
Światło w ruinach” to świetne opowiadanie Elizy Orzeszkowej o życiu dwóch bohaterów - starca oraz młodej trzydziestoletniej kobiety. Dzięki temu, iż łączy ich ból istnienia i samotność nie odczuwają różnicy wieku między sobą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 39

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Eliza Orzeszkowa

ŚWIATŁO W RUINACH

Wydawnictwo Avia Artis

2024

ISBN: 978-83-8349-026-7
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Światło w ruinach

 Długo, z twarzą zanurzoną w pysznie haftowanej poduszce, leżała na szezlongu, a wyprostowała się tylko po to, aby cienką chusteczką otrzeć zapłakane oczy, białe ręce załamać i znowu płakać. Teraz łzy jej nie lały się, jak przed chwilą, strumieniem obfitym, lecz rzadkiemi kroplami spływały po pięknym owalu policzków, padały na stanik, obciskający zgrabną kibić i, jak drobne brylanty, świeciły w puchu zdobiących go koronek. Dokoła niej, z pod lekkich zasłon, na dwie lampy zarzuconych, rozlewało się miękkie światło, w którem pobłyskiwały złocone ramy obrazów i majaczyły barwy i kształty wytwornych sprzętów. Albumy w bogatych oprawach, wazy majolikowe, drobiażdżki pozłacane, srebrne, rzeźbione przyozdabiały stoły i kominek, u okien kwitły białe i czerwone kwiaty. Za oknami, przelatywały świszczące wichry ze śnieżną zamiecią, brzęczały dzwonki u sanek, rozlegały się gwary uliczne; tu — było ciepło, cicho i samotnie.  Zanadto ciepło, cicho i samotnie. Powietrze, napełniające te cztery piękne ściany, miało w sobie coś z cieplarnianej parności, która zapewne ułatwiała rozkwit roślinom, lecz utrudniała oddech, cisza zaś i samotność były tak zupełne, jak gdyby na znaczną odległość dokoła nie było żadnej żywej istoty. Za poroztwieranemi drzwiami panowała ciemność, z której nie wychodził szelest najlżejszy: ani rozmowy, ani śmiechu, ani dziecka, ani zwierzęcia, ani domownika, ze śmiałem stąpaniem i poufałą twarzą. Na kominku, za przezroczystą, żelazną kratką, stosik zgrabnie porąbanych drewek, dawno znać tam leżący i — nie zapalany.  Od lat kilku, to jest od czasu, w którym, po nieśmiałych zrazu błyskach uczuwania, że nie jest szczęśliwą, po niezliczone razy postanawiała, że nigdy głośno, ani pocichu na los swój narzekać, ani pętami jego niecierpliwie a bezskutecznie wstrząsać nie będzie, w umyśle jej istniał niewyraźny, nie dobrze określony, ale ponętny dla niej ideał męztwa, cierpliwości, dumnego i milczącego znoszenia ciężarów życia. Ideał ten w wyobraźni jej powstał z kilku żywych wzorów w dzieciństwie widzianych, z kilku książek, które ojciec jej, — zanim na wieki oczy zamknął, — przed jej oczy nasunął; pragnęła teraz stosować do niego swoją duszę, ale nie mogła. Była to biedna dusza kobieca, wrażliwa i niespokojna, mieszkająca w ciele, do którego nie przyznałby się żaden stoik. Pomimo więc wielokrotnych postanowień, że nad sobą roztkliwiać się nie będzie, płakała znowu serdecznie i roztkliwiała się rzewnie.  Wspomniała swoje umarłe złudzenia i radości; poumierały one w sposób różny. Dwoje drobnych dzieci po prostu, nagle i brutalnie zabiła śmierć; miłość człowieka, którego kochała i z którym związała życie, umarła nie wiedzieć dla czego, bez żadnej jej winy, za sprawą zmiennej natury ludzkiej, lub koniecznego rozejścia się dwóch, nie zgadzających się, istot; uciecha z posiadanego bogactwa stopiła się w przyzwyczajeniu i doświadczeniu, że ani karetą serdecznych łez otrzeć, ani z majolikową wazą poufnie gawędzić, ani łakociami najwyborniejszemi gorzkiego smaku zgryzoty zatrzeć niepodobna.  Urok świata, — świata, strojącego się, tańczącego, grającego, paplającego, jedynego świata, który znała, — zniknął dla niej bez śladu, odkąd się przekonała, że ubierać się, tańczyć i paplać z sercem bolącem nie ulgą jest lub uciechą, ale męczarnią. Miała lat niespełna trzydzieści, a życie wydawało się jej już skończonem. Była osieroconą matką, opuszczoną żoną, kobietą światową, do świata rozczarowaną. Jedynemi nawet uczuciami, które budził w niej ten potwór, były: żal i gniew. Czyliż bowiem nie ten świat właśnie odebrał jej serce i obecność ukochanego człowieka, porwał go urokami swemi, upoił, zepsuł? Czyliż nie jego mieszkanką i doskonałą przedstawicielką była ta kobieta, dla której on ją opuszczał, ranił, obrażał, przy której znajdował się i teraz, na której wspomnienie krew żalu i upokorzenia serce jej zalewała?  O, ten wdzięk kobiecy, tak bardzo w tym świecie sławiony, a który osłania tyle oszustwa i okrucieństwa! O, te wykwintne, woniejące buduary, w których, za spuszczonemi u drzwi i okien firankami, dwie istoty bezkarnie dokonywają nad trzecią morderstwa! O, te wieczne rozmowy motyle, żarty wesołe, półsłówka słodkie, marzenia przy muzyce, zmiany mody, rozkazy zwyczaju, wśród których dusze ludzkie tracą z oczu wszelką linię, wiodącą do czegokolwiek innego, niż do użycia! O, nakoniec, te stoły gry co wieczór otwarte i przy których on siaduje, ilekroć nie może siedzieć u boku tej kobiety! Jak ona to wszystko znienawiedziła! jak głęboką dla tego wszystkiego powzięła wzgardę! Tej nienawiści i wzgardy nauczyło ją nieszczęście, odbierając jej zarazem rzecz jedyną, w której znaleźćby mogła uciechę i ratunek — to jest: chęć użycia i zabawy. Nie; może inne czynić to mogą, ale jej niepodobna bawić się jeszcze pośród ludzi, gdy już raz w ich dobroć, szczerość, wartość wierzyć przestała, gdy ci ludzie, bezpośrednio lub pośrednio wydarli jej jedyny skarb, do którego przywiązywała cenę i który mógł cenę życiu jej nadać — ciepło domowe i szczęście serdeczne...  Od dzieciństwa słyszała, że szczęście kobiety, jej obowiązek, cnota, dostojność — to miłość i macierzyństwo. Czy dla tego, że od dzieciństwa tak ją nauczano, czy że w sposób tej nauce odpowiedni utworzyła ją natura, ale istotnie miłość i macierzyństwo były jedynemi źródłami, z których biły jej: szczęście, cnota, dostojność. Teraz te dwie jedyne, dobre wieszczki jej życia umarły, znikły — i cóż?  Gdy śliczne, drogie