Freudowi na ratunek - Andrew Nagorski - ebook + książka

Freudowi na ratunek ebook

Andrew Nagorski

0,0
54,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Opowieść o ucieczce Sigmunda Freuda z Wiednia.

Opowieść o ucieczce Sigmunda Freuda z Wiednia po Anschlussie Austrii i barwna historia grupy jego przyjaciół, którzy to umożliwili.

Wielu Żydów opuściło Austrię przed jej zajęciem przez wojska niemieckie w 1938 roku, ale Freud pozostał w Wiedniu. Twórca psychoanalizy miał 81 lat, chorował na raka i wciąż nie był przekonany, że jego życie jest zagrożone. Kilka bliskich mu osobistości, świadomych niebezpieczeństwa, zorganizowało jednak misję ratunkową.

Niczym na kartach powieści detektywistycznej czytamy, jak tej niezwykłej grupie ludzi udało się wreszcie przekonać Freuda - człowieka, który, zdawałoby się, znał ludzki umysł lepiej niż ktokolwiek inny - do wyjścia ze stanu głębokiego zaprzeczenia co do nadciągającej katastrofy. Niemal w ostatniej chwili zdołali przewieźć go wraz z żoną i córką Anną do Londynu, gdzie miał spędzić ostatnie miesiące życia jako wolny człowiek. Jego siostry, które nie zdążyły opuścić Austrii, zginęły w obozach koncentracyjnych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 383

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Polecamy

Tego autora pole­camy rów­nież:

ŁOWCY NAZI­STÓW

1941. ROK, W KTÓ­RYM NIEMCY PRZE­GRAŁY WOJNĘ

Dedykacja

Isa­bel i, jak zawsze, Krysi

Motto

„Jest to nie­od­wra­calne prawo histo­rii, że wła­śnie naoczni świad­ko­wie wiel­kich, zna­mien­nych dla swo­jej epoki ruchów i wyda­rzeń w pierw­szym okre­sie nie poznają się na nich”.

STEFAN ZWEIG, ŚWIAT WCZO­RAJ­SZY1

1

„UMRZEĆ WOLNYM”

15 MARCA 1938 ROKU, TRZY DNI PO TYM, JAK WOJ­SKA NIE­MIEC­KIE wkro­czyły do Austrii, na bal­ko­nie Hofburga, wie­deń­skiego pałacu cesar­skiego, uka­zał się Adolf Hitler, by wśród wiwa­tów dwu­stu­pięć­dzie­się­cio­ty­sięcz­nego tłumu obwie­sić likwi­da­cję oddziel­nego pań­stwa austriac­kiego. „Naj­star­sza wschod­nia pro­win­cja Nie­miec od dziś staje się naj­młod­szym przed­mu­rzem pań­stwa nie­miec­kiego”2, oznaj­mił. Tak czę­sto dekla­ro­wane marze­nie włą­cze­nia swego kraju uro­dze­nia w gra­nice Trze­ciej Rze­szy, Anschluss, teraz się ziściło, a zebrany tłum sza­lał z zachwytu. Więk­szość Austria­ków reago­wała podob­nymi wybu­chami rado­ści od chwili, gdy tylko pierwsi żoł­nie­rze Hitlera prze­kro­czyli gra­nicę.

Jed­nakże nie wszy­scy się cie­szyli. Nowi przy­by­sze3 roz­po­częli masowe aresz­to­wa­nia osób uzna­nych przez Gestapo za wro­gów nazi­stów i wywo­łali falę anty­se­mic­kiej prze­mocy. Żydów bito, zabi­jano, a ich sklepy rabo­wano. Dzie­siątki z nich popeł­niły samo­bój­stwo. Według prze­by­wa­ją­cego wów­czas w Wied­niu nie­miec­kiego dra­ma­to­pi­sa­rza Carla Zuck­may­era „Mia­sto prze­ro­dziło się w kosz­mar rodem z obra­zów Hie­ro­nima Boscha […]. To, co roz­pę­tało się w Wied­niu, to nawała zazdro­ści, zawi­ści, roz­go­ry­cze­nia, śle­pej, zło­śli­wej żądzy zemsty […]. To był praw­dziwy sabat cza­row­nic dla motło­chu. Pogrze­bano wszystko, co składa się na ludzką god­ność”4.

Sig­mund Freud, ukryty w swoim zaj­mo­wa­nym od lat miesz­ka­niu i biu­rze przy Berg­gasse 19, już na początku nazi­stow­skich rzą­dów napi­sał krótko: „Finis Austriae”5 (kres Austrii). Twórca psy­cho­ana­lizy miesz­kał w austriac­kiej sto­licy od czwar­tego roku życia. Teraz, w przeded­niu osiem­dzie­sią­tych dru­gich uro­dzin, zna­lazł się w samym środku gęst­nie­ją­cego kosz­maru. Jako Żyd auto­ma­tycz­nie był nara­żony na nie­bez­pie­czeń­stwo; jako nie­kwe­stio­no­wany kory­fe­usz tego, co więk­szość nazi­stow­skich funk­cjo­na­riu­szy nazy­wała żydow­ską pseu­do­nauką, po nowych panach mógł się spo­dzie­wać wszyst­kiego.

Freud był jed­nym z pierw­szych celów. Jesz­cze tego samego dnia, gdy Hitler wygło­sił mowę na pobli­skim placu, nazi­stow­skie zbiry wdarły się do miesz­ka­nia Freuda i do biura Inter­na­tio­na­ler Psy­cho­ana­ly­ti­scher Ver­lag, domu wydaw­ni­czego dzieł Freuda i jego kole­gów, miesz­czą­cego się przy Berg­gasse pod nume­rem 7. W miesz­ka­niu żona Freuda, Mar­tha, miała dość przy­tom­no­ści umy­słu, by uda­wać uprzejmą panią domu, co „gości” zbiło z tropu. Wycią­gnęła pod­ręczny zapas gotówki i zapy­tała: „Może pano­wie sobie wezmą?”6. Anna, naj­młod­sza córka Freu­dów, zabrała następ­nie „gości” do innego pokoju, gdzie opróż­niła sejf z sze­ściu tysięcy szy­lin­gów, rów­no­war­tość około ośmiu­set czter­dzie­stu dola­rów, które także zaofe­ro­wała przy­by­szom.

Nagle poja­wił się ema­nu­jący powagą Sig­mund Freud i spoj­rzał na intru­zów bez słowa. Wyraź­nie skon­fun­do­wani, zwró­cili się do niego „Herr Pro­fes­sor”7, po czym wyszli z miesz­ka­nia z łupem i obiet­nicą, że przyjdą innym razem. Dowie­dziaw­szy się, ile zgar­nęli, sko­men­to­wał iro­nicz­nie: „W życiu nie wzią­łem tyle za jedną wizytę”.

Nic jed­nak nie było zabaw­nego w dra­ma­cie, który roze­grał się w miesz­ka­niu i w sie­dzi­bie Inter­na­tio­na­ler Psy­cho­ana­ly­ti­scher Ver­lag, dokąd udał się Mar­tin, naj­star­szy syn Freu­dów, by znisz­czyć doku­menty, które nazi­ści mogli wyko­rzy­stać prze­ciwko jego ojcu. Gdy do biura wdarło się kil­ku­na­stu, jak potem wspo­mi­nał Mar­tin, „nie­chluj­nie odzia­nych”8 zbi­rów, wci­snęli mu w brzuch lufę kara­binu i wię­zili go przez kilka godzin. Jeden z nich osten­ta­cyj­nie wyjął pisto­let i krzyk­nął: „Może go zastrzelmy i miejmy to z głowy? Powin­ni­śmy zastrze­lić go na miej­scu”.

W cha­osie pierw­szego dnia napast­nicy jakby nie do końca wie­dzieli, co mają zro­bić, nie było też jasne, kto wydaje im roz­kazy. Kilka doku­men­tów, które Mar­tin, skar­żąc się na pro­blemy żołąd­kowe, zdo­łał spłu­kać w toa­le­cie, nie wpa­dło w ich ręce. Wie­czo­rem się wynie­śli, zapo­wia­da­jąc, że wkrótce prze­pro­wa­dzą dro­bia­zgowe śledz­two.

Mar­tin wró­cił do rodzi­ców i sio­stry, jed­nak w domu nie czuło się ulgi. Szcze­gól­nie roz­pa­czała Anna. „Czy nie byłoby lepiej, gdy­by­śmy się wszy­scy zabili?”9 – zapy­tała ojca. Jego zde­cy­do­wana odpo­wiedź świad­czyła, że nie myśli o niczym podob­nym. „Dla­czego? Bo oni tego chcą?”

Jed­nak jego sytu­acja – i bar­dzo nie­pewne jej roz­wią­za­nie – rodziły nie­po­ko­jące pyta­nia: Dla­czego Freud pozwo­lił na to, by zna­leźć się w tak skraj­nie nie­bez­piecz­nym poło­że­niu? Dla­czego nie opu­ścił Wied­nia wcze­śniej, gdy było to względ­nie łatwe?

Dla­czego nawet wtedy, gdy intruzi opu­ścili jego miesz­ka­nie, zapo­wia­da­jąc na odchod­nym rychły powrót, na­dal nie chciał dzia­łać? Gdy Mar­tina wypusz­czono z wydaw­nic­twa, natych­miast wró­cił do rodzi­ców. „Mimo tych wszyst­kich przejść nie sądzę, by ojciec w ogóle myślał o opusz­cze­niu Austrii”, pisał Mar­tin. Miał nadzieję „prze­cze­kać burzę”. Spo­dzie­wał się, że „powróci nor­malny rytm życia, a uczciwi ludzie będą mogli robić swoje bez lęku”.

Jak na iro­nię Freud jak nikt inny powi­nien rozu­mieć, jak mroczne są siły, które pchają jego świat ku maso­wym mor­dom i znisz­cze­niu. W sław­nym eseju z 1930 roku Kul­tura jako źró­dło cier­pień pisał o „agre­syw­nym okru­cień­stwie” czło­wieka, które „wyraża się […] spon­ta­nicz­nie; dema­skuje czło­wieka jako dziką bestię, któ­rej obca jest zasada oszczę­dza­nia wła­snego gatunku”10. Zwra­cał szcze­gólną uwagę na to, jak czę­sto Żydzi „oka­zy­wali się przy­datni”, będąc łatwym celem ujścia dla takich niskich impul­sów.

Życie Freuda przy­pa­dło na ostat­nie dekady ist­nie­nia Austro-Węgier, I wojnę świa­tową i lata mię­dzy­wo­jenne, doświad­czył więc poli­tycz­nych nie­po­ko­jów i anty­se­mi­ty­zmu, który był nie tyle tłem, ile codzien­no­ścią w jego oto­cze­niu. Z jed­nej strony wie­dział, że two­rzy to zapalną mie­szankę gro­żącą w każ­dej chwili eks­plo­zją, która mogła znisz­czyć jego i jego rodzinę. Z dru­giej strony jed­nak żył w zaprze­cze­niu. Zma­gał się z nowo­two­rem szczęki – skut­kiem jego wie­lo­let­niego uza­leż­nie­nia od pale­nia cygar – i był doj­mu­jąco świa­dom, iż jego czas dobiega końca. Miał despe­racką nadzieję, że pozo­stałe mu jesz­cze chwile będzie mógł spę­dzić we względ­nym spo­koju, bez całego zamętu zwią­za­nego z osie­dla­niem się gdzie indziej.

Jed­nakże na miej­scu trzy­mało go wię­cej niż tylko zaawan­so­wany wiek i cho­roba. Freud czuł głę­bo­kie przy­wią­za­nie do Wied­nia, który był przez wiele wie­ków jed­nym z ośrod­ków życia kul­tu­ral­nego – rów­nież żydow­skiego – w Euro­pie. Do świet­nie pro­spe­ru­ją­cej spo­łecz­no­ści żydow­skiej mia­sta nale­żeli kom­po­zy­to­rzy, tacy jak Gustav Mah­ler i Arnold Scho­en­berg, pisa­rze Ste­fan Zweig, Franz Werfel i Joseph Roth oraz fizycy, leka­rze i, rzecz jasna, wielu innych czo­ło­wych psy­cho­lo­gów epoki. Freud więk­szość z nich znał lub przy­naj­mniej widy­wał.

Cen­trum jego świata sta­no­wiło miesz­ka­nie przy Berg­gasse 19, gdzie wraz z Mar­thą wycho­wali sze­ścioro dzieci. Tam także przyj­mo­wał swych pacjen­tów, pisał eseje i książki, a w śro­dowe wie­czory spo­ty­kał się z człon­kami Wie­deń­skiego Towa­rzy­stwa Psy­cho­ana­li­tycz­nego. Miał swoje zwy­czaje, jak wie­czorne spa­cery po Ring­strasse i wizyty w słyn­nych wie­deń­skich kawiar­niach, gdzie palił cygaro i czy­tał prasę. Krótko mówiąc, był rewo­lu­cyj­nym myśli­cie­lem przy­wią­za­nym do nie­miec­kiego powie­dze­nia „Ord­nung muss sein” – „porzą­dek musi być”. W Trze­ciej Rze­szy słowa te miały nabrać zło­wro­giego zna­cze­nia, jed­nak w przed­wo­jen­nym Wied­niu mogły funk­cjo­no­wać jed­no­cze­śnie z raczej tole­ran­cyj­nymi nor­mami spo­łecz­nymi – oraz nie­zmor­do­wa­nym eks­plo­ro­wa­niem przez Freuda tema­tów nie­gdyś uwa­ża­nych za tabu.

Wie­deń był też miej­scem, gdzie on sam zmie­nił się z – jak sie­bie okre­ślał – out­si­dera, któ­rym czę­sto pogar­dzała lekar­ska elita, w powszech­nie sza­no­wa­nego prak­tyka swo­jej nowej sztuki. Był władcą kró­le­stwa, do któ­rego przy­cią­gał wyznaw­ców i pacjen­tów z całej Europy i Sta­nów Zjed­no­czo­nych. W latach dwu­dzie­stych i trzy­dzie­stych XX wieku był naj­sław­niej­szym miesz­kań­cem Wied­nia i gdzie­kol­wiek się poja­wiał, z miej­sca przy­cią­gał uwagę.

John Gun­ther, kore­spon­dent zagra­niczny „Chi­cago Daily News”, autor Inside Europe i wielu innych popu­lar­nych pozy­cji, napi­sał powieść o Wied­niu The Lost City [Zagu­bione mia­sto], w któ­rej luźno oparł się na swych doświad­cze­niach z austriac­kiej sto­licy z początku lat trzy­dzie­stych ubie­głego wieku. Zawarł w niej opis rautu dyplo­ma­tycz­nego wyda­nego przez pol­ską amba­sadę, na który przy­był Freud. Uka­zał w ten spo­sób mityczny już wów­czas sta­tus psy­cho­ana­li­tyka.

Jeden z gości spo­strzega sławę i wykrzy­kuje: „Oto praw­dziwa rzad­kość. Wcho­dzi Freud!”.

I rze­czy­wi­ście to dok­tor Sig­mund Freud we wła­snej oso­bie, lśniące nie­bie­skie oczy, równo przy­strzy­żona broda, postawa napięta, wręcz znie­chę­co­nej wyż­szo­ści; oto z powagą zbliża się do gospo­da­rzy. W pomiesz­cze­niu zapa­dła cisza, gdy sunął niczym łódź pośród sito­wia; goście tło­czyli się, by się przy­pa­trzyć, jed­nak odpy­chała ich siła jego powol­nego, maje­sta­tycz­nego kroku. „Freud!” – szep­tano. Zgro­ma­dzeni zamil­kli, pełni podziwu11.

Tego rodzaju sława mogła ozna­czać dla Freuda zgubę lub zba­wie­nie. Po zakoń­cze­niu Anschlussu wła­dze nazi­stow­skie mogły uznać, że będzie świet­nym przy­kła­dem, iż żaden Żyd, nawet naj­bar­dziej sławny, nie może czuć się bez­piecz­nie. Mogli też wykal­ku­lo­wać, że na wcze­snym eta­pie zwy­cięstw Hitlera lepiej byłoby pozwo­lić Freu­dowi wydo­stać się z matni, w któ­rej zna­lazł się w znacz­nej mie­rze z wła­snej winy. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak po prze­ję­ciu wła­dzy nie pod­jęli żad­nej kon­kret­nej decy­zji, co z nim zro­bić. Jego los jesz­cze się nie roz­strzy­gnął. Potrzeba było wspól­nych wysił­ków zebra­nej ad hoc grupy ratun­ko­wej, by zor­ga­ni­zo­wać jego ucieczkę z Wied­nia.

Była to nie­praw­do­po­dobna zbie­ra­nina barw­nych oso­bo­wo­ści pocho­dzą­cych z róż­nych śro­do­wisk i kra­jów. Łączyły ich odda­nie dla Freuda i jego teo­rii oraz, w tym peł­nym napię­cia okre­sie, przede wszyst­kim deter­mi­na­cja w prze­ła­my­wa­niu jego oporu przed opusz­cze­niem Wied­nia. Gdy wresz­cie się ugiął, pod­jęli się prze­ko­na­nia hitle­row­skich władz, by na to zezwo­liły. Gdy żydow­skim emi­gran­tom coraz trud­niej było zna­leźć kraj, który by ich przy­jął, otrzy­mali zada­nie prze­ko­na­nia bry­tyj­skiego rządu, by ugo­ścił Freuda i towa­rzy­szącą mu liczną gro­madkę – łącz­nie szes­na­ście osób, w tym człon­ków rodziny, powi­no­wa­tych i jego leka­rza z rodziną. Była to skom­pli­ko­wana ope­ra­cja, suk­ces zaś był nie­pewny – byłby jed­nak nie­moż­liwy, gdyby owa grupa ratun­kowa nie sta­nęła na wyso­ko­ści zada­nia.

Głów­nymi jej człon­kami byli12:

Ernest Jones, walij­ski lekarz, który poznał Freuda w 1908 roku i nauczył się nie­miec­kiego, by stu­dio­wać jego dzieła. Jones został naj­gor­liw­szym uczniem Freuda w świe­cie anglo­ję­zycz­nym. Był pre­ze­sem Bry­tyj­skiego Towa­rzy­stwa Psy­cho­ana­li­tycz­nego i Mię­dzy­na­ro­do­wego Towa­rzy­stwa Psy­cho­ana­li­tycz­nego, które pro­pa­go­wały idee wie­deń­skiego psy­chia­try. Miał ode­grać główną rolę w prze­ko­na­niu Freuda do opusz­cze­nia Wied­nia, a władz bry­tyj­skich do przy­ję­cia go wraz z towa­rzy­szami.

Anna Freud – choć naj­młod­sza z rodzeń­stwa, miała naj­bliż­sze rela­cje oso­bi­ste i zawo­dowe z ojcem, trosz­czyła się o niego aż do jego śmierci. Przez więk­szość tego czasu była w – jak to okre­śliła – „dro­gim związku” z Doro­thy Tif­fany Bur­lin­gham, wnuczką Char­lesa Tif­fany’ego, zało­ży­ciela Tif­fany & Co. Anna została sławną psy­cho­ana­li­tyczką dzie­cięcą, sto­su­jąc teo­rie ojca w lecze­niu swych małych pacjen­tów.

Wil­liam Bul­litt – amba­sa­dor Sta­nów Zjed­no­czo­nych we Fran­cji, wcze­śniej w Związku Radziec­kim. Bul­litt był pacjen­tem Freuda w roku 1926, gdy roz­pa­dało się jego mał­żeń­stwo, on zaś być może miał myśli samo­bój­cze. Sesje z Freu­dem nie ura­to­wały związku, pomo­gły mu jed­nak w zma­ga­niach z depre­sją i nie­spo­dzie­wa­nie dopro­wa­dziły do współ­pracy przy powsta­niu bio­gra­fii poli­tyka, któ­rego obaj nie zno­sili – pre­zy­denta Woodrow Wil­sona.

Maria Bona­parte – repre­zen­to­wała ary­sto­kra­cję euro­pej­ską. Była pra­pra­bra­ta­nicą Napo­le­ona i żoną Jerzego, księ­cia Gre­cji i Danii. Choć miała wie­lo­letni romans z pre­mie­rem Fran­cji Ari­stide’em Brian­dem, w roku 1925 roz­po­częła sesje psy­cho­ana­li­tyczne z Freu­dem, które miały zara­dzić jej „ozię­bło­ści”. Wkrótce sama została psy­cho­ana­li­tyczką. Tak jak Jones i Bul­litt, Maria nie była Żydówką.

Max Schur spe­cja­li­zo­wał się w inter­nie, ale jesz­cze jako stu­dent był zafa­scy­no­wany Freu­dem i sam prze­szedł psy­cho­ana­lizę. Leczył Marię Bona­parte pod­czas jej poby­tów w Wied­niu. Zain­try­go­wana tym „zorien­to­wa­nym w psy­cho­ana­li­zie inter­ni­stą” księżna przed­sta­wiła go Freu­dowi, który w roku 1929 został jego pacjen­tem. Schur, rów­nież Żyd, znacz­nie bar­dziej niż jego sławny pacjent nie­po­koił się rosną­cym zagro­że­niem ze strony nazi­stów. Choć zor­ga­ni­zo­wał dla swej rodziny wyjazd do Sta­nów Zjed­no­czo­nych, pozo­stał w Austrii, by opie­ko­wać się Freu­dem aż do jego wyjazdu, a następ­nie trosz­czył się o wła­ściwą opiekę dla niego w Lon­dy­nie.

Anton Sau­er­wald zupeł­nie nie paso­wał do grupy ratu­ją­cej Freuda. Nikt się nie spo­dzie­wał, by nazi­stow­ski urzęd­nik, któ­rego zada­niem było nad­zo­ro­wa­nie gra­bie­nia Freuda, ode­gra główną rolę na ostat­nim eta­pie jego wie­deń­skiego życia. Tak się jed­nak wła­śnie stało.

Sza­cowny wie­deń­czyk musiał pole­gać wła­śnie na tych ludziach – i innych, któ­rzy im pomo­gli – by dane było mu spę­dzić ostat­nie pięt­na­ście mie­sięcy życia w Lon­dy­nie i aby speł­niło się jego życze­nie, by „umrzeć wol­nym”.

_____

W latach osiem­dzie­sią­tych i dzie­więć­dzie­sią­tych XX wieku byłem sze­fem biura „New­swe­eka” w Moskwie, Rzy­mie, Bonn, Ber­li­nie i War­sza­wie. W tym cza­sie czę­sto bywa­łem w Wied­niu. Po raz pierw­szy odwie­dzi­łem to mia­sto jako nasto­la­tek i z rado­ścią wra­ca­łem do niego raz po raz. Było to miej­sce prze­sy­cone histo­rią, wspa­nia­łymi dzie­łami archi­tek­tury i sztuki, muzyką i lite­ra­turą. Wciąż można tam delek­to­wać się tymi samymi wido­kami i roz­ryw­kami, co w cza­sach Freuda.

Można powtó­rzyć jego regu­larne spa­cery po Ringu, wiel­kim bul­wa­rze w kształ­cie pod­kowy, zbu­do­wa­nym na roz­kaz cesa­rza Fran­ciszka Józefa w dru­giej poło­wie XIX wieku. Wędru­jąc wokół cen­trum mia­sta, możemy podzi­wiać Operę Wie­deń­ską, par­la­ment, ratusz, uni­wer­sy­tet i inne pań­stwowe gma­chy i parki.

Jak Freud, możemy wstą­pić do roz­licz­nych kafe­jek, w tym jego ulu­bio­nej Café Landt­mann tuż koło Burg­the­ater. Tam możemy zasiąść na aksa­mit­nych sofach lub ory­gi­nal­nych krze­słach od Tho­neta z cza­sów cesar­skich, spo­glą­dać w zamon­to­wane w latach mię­dzy­wo­jen­nych lustra i podzi­wiać kunsz­towne intar­sje na drew­nia­nych ścia­nach. Nim w pełni doce­ni­łem ten kli­mat belle époque, odkry­łem, że nie­mal wszyst­kie osoby, z któ­rymi chcia­łem spo­tkać się w Wied­niu – poli­to­lo­dzy, socjo­lo­go­wie, pisa­rze, arty­ści – pro­po­no­wali wła­śnie to miej­sce.

Jed­nak każdy, kto przez jakiś czas mieszka w Wied­niu albo choćby czę­sto odwie­dza to mia­sto, odczuwa nader sprzeczne emo­cje. John Gun­ther opi­sał austriacką sto­licę jako mia­sto „tak uwo­dzi­ciel­skie, tak nie­zno­śne, ale pełne nie­okre­ślo­nego uroku”13.

Po czę­ści urok ten dostrze­gały także ofiary cza­sów nazi­stow­skich. W pierw­szych dniach nie­miec­kiej oku­pa­cji Pol­ski szes­na­sto­let­nia Wero­nika Kowal­ska zna­la­zła się w licz­nej gru­pie dziew­cząt z Czę­sto­chowy, które bru­tal­nie ode­rwano od rodzin i wysłano do pracy przy­mu­so­wej w Wied­niu. Więk­szość czasu spę­dzały w fabryce Erics­sona wytwa­rza­ją­cej tele­fony polowe dla Wehr­machtu i w pry­mi­tyw­nych bara­kach obok. Znacz­nie póź­niej, już jako moja teściowa, nie umniej­szała tru­dów, jakie musiała zno­sić wraz z kole­żan­kami. Zapa­mię­tała jed­nak nie­liczne wizyty w mie­ście, które dla niej było wprost osza­ła­mia­jące.

Tematy, które opi­sy­wa­łem pod­czas moich wizyt w Wied­niu, czę­sto doty­czyły tej samej ponu­rej prze­szło­ści. Odwie­dza­łem sław­nego łowcę nazi­stów Szy­mona Wie­sen­thala, rezy­denta austriac­kiej sto­licy, by opi­sy­wać jego wysiłki na rzecz pocią­gnię­cia zbrod­nia­rzy do odpo­wie­dzial­no­ści. We wcze­snym okre­sie powo­jen­nym wielu Austria­ków z powo­dze­niem przed­sta­wiało sie­bie jako pierw­sze ofiary Trze­ciej Rze­szy w uła­dzo­nej wer­sji wyda­rzeń, którą w zbio­ro­wej wyobraźni umoc­nił ogromny suk­ces filmu Dźwięki muzyki. Na to, że Austriacy nale­żeli do naj­go­ręt­szych zwo­len­ni­ków Hitlera i – jak wie­lo­krot­nie pod­kre­ślał Wie­sen­thal – byli nad­re­pre­zen­to­wani wśród komen­dan­tów i innych funk­cjo­na­riu­szy machiny Zagłady, czę­sto przy­my­kano oczy.

Dopiero gdy w roku 1986 były sekre­tarz gene­ralny ONZ Kurt Wal­dheim wysu­nął się na czoło w wyścigu pre­zy­denc­kim, kraj zaczął bar­dzo spóź­nione roz­li­cze­nie z nie­dawną prze­szło­ścią14. W ofi­cjal­nych bio­gra­fiach Wal­dheim przy­zna­wał się do udziału w wal­kach na początku wojny na fron­cie wschod­nim, „zapo­mniał” jed­nak uwzględ­nić póź­niej­szą służbę na Bał­ka­nach w szta­bie gene­rała Ale­xan­dra Löhra, póź­niej ska­za­nego na śmierć i powie­szo­nego w Jugo­sła­wii za zbrod­nie wojenne. Gdy prze­ocze­nia Wal­dheima zostały ujaw­nione, nie­któ­rzy z moich nie­miec­kich przy­ja­ciół nie potra­fili ukryć scha­den­freude. „Austriacy prze­ko­nali świat, że Beetho­ven był Austria­kiem, a Hitler Niem­cem”, żar­to­wali (Hitler uro­dził się w Gór­nej Austrii, Beetho­ven zaś pocho­dził z Bonn).

Gdy rela­cjo­no­wa­łem tę histo­rię, reak­cja Wal­dhe­ima na uwagi o jego wojen­nej prze­szło­ści była dla mnie rów­nie nie­po­ko­jąca jak wszystko, co mógł robić w tym cza­sie jako ofi­cer wywia­dow­czy. Wyko­rzy­stu­jąc fakt, że jedną z naj­gło­śniej oskar­ża­ją­cych go orga­ni­za­cji był Świa­towy Kon­gres Żydów, Wal­dheim uciekł się do słabo zawo­alo­wa­nej reto­ryki anty­se­mic­kiej dla zmo­bi­li­zo­wa­nia zwo­len­ni­ków; zwy­cię­stwo było gorz­kie. Repu­ta­cja Austrii ponow­nie legła w gru­zach, jed­nak kolejne poko­le­nie austriac­kich edu­ka­to­rów wyko­rzy­stało skan­dal do bar­dziej uczci­wego przed­sta­wia­nia prze­szło­ści w pod­ręcz­ni­kach szkol­nych i dys­kur­sie publicz­nym.

Wra­ca­łem więc do Wied­nia tak czę­sto, jak to moż­liwe. Cią­gnęło mnie do tego mia­sta o nie­od­par­tym uroku, nie­za­leż­nie od cieni, jakie wciąż można było w nim zna­leźć. Zapewne z tego powodu dosko­nale rozu­miem przy­wią­za­nie Freuda do niego, choć sam miał coraz bar­dziej ambi­wa­lentne odczu­cia. Wąt­pli­wo­ści tych nie wyzbył się do chwili, gdy zapadł w swój ostatni sen w Lon­dy­nie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Ste­fan Zweig, Świat wczo­raj­szy, przeł. Maria Wisłow­ska, Pań­stwowy Insty­tut Wydaw­ni­czy, War­szawa 1958, s. 432. Jeśli nie zazna­czono ina­czej, cytaty w prze­kła­dzie Jana Szku­dliń­skiego (przyp. tłum.). [wróć]

Gor­don Brook-She­pherd, The Austrians: A Tho­usand-Year Odys­sey, s. 328. [wróć]

Peter Gay, Freud: A Life for Our Time, s. 619–622 (dalej cytaty „Gay” odnosi się do tejże bio­gra­fii, a nie pracy The Freud Reader pod jego redak­cją). [wróć]

Eric Kan­del, cyt. z jego prze­mó­wie­nia noblow­skiego w 2000 r. https://www.nobel­prize.org/pri­zes/medi­cine/2000/kan­del/bio­gra­phi­cal/. [wróć]

Michael Mol­nar, red., The Diary of Sig­mund Freud 1929–1939, s. 229. [wróć]

Ernest Jones, The Life and Work of Sig­mund Freud, vol. 3, s. 218–219 (dalej cyt. Jones oraz nr tomu). [wróć]

Mar­tin Freud, Sig­mund Freud: Man and Father, s. 210–211 (dalej cyt. Mar­tin Freud). [wróć]

Ibi­dem, s. 207–208. [wróć]

Gay, s. 622. [wróć]

Sig­mund Freud, Kul­tura jako źró­dło cier­pień, przeł. Jerzy Pro­ko­piuk, Ale­theia, War­szawa 2013, s. 78–79. [wróć]

John Gun­ther, The Lost City, s. 327–328. [wróć]

Źró­dła doty­czące każ­dej z osób, jak i całego cytatu „umrzeć wol­nym” są podane w poniż­szych roz­dzia­łach. [wróć]

Gun­ther, s. 68. [wróć]

O afe­rze Wal­dhe­ima zob. Andrew Nagor­ski, Łowcy nazi­stów, przeł. Jan Szku­dliń­ski, REBIS, Poznań 2016, rozdz. 14. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: Saving Freud

Copy­ri­ght © 2022 by Andrew Nagor­ski

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish trans­la­tion and edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2022

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Mał­go­rzata Chwa­łek

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Ewa Skrzy­piec

Foto­gra­fie na okładce:

© ALAMY LIMI­TED / BE&W

© Library of Con­gress/Cor­bis/VCG/Getty Ima­ges (por­tret)

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Freu­dowi na ratu­nek, wyd. I, Poznań 2024)

ISBN 978-83-8338-860-1

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer