Alergia. Nasze uczulenia w zmieniającym się świecie - MacPhail Theresa - ebook

Alergia. Nasze uczulenia w zmieniającym się świecie ebook

MacPhail Theresa

0,0
49,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Książka, które otwiera oczy – błyskotliwe połączenie reportażu, historii i najnowocześniejszej nauki.

Katar sienny, alergia na orzeszki ziemne, wypryski. Szacunkowo od 30 do 40 procent światowej populacji cierpi na jakąś formę alergii. Co bardziej niepokojące w ciągu ostatniej dekady wzrost diagnoz był na tyle znaczny, że stanowi coraz większe obciążenie medyczne dla poszczególnych osób, rodzin, społeczności i systemów opieki medycznej.

Antropolożka medyczna, Theresa MacPhail, która sama jest alergiczką, a jej ojciec zmarł w wyniku użądlenia, postanowiła zbadać temat alergii. Rezultatem jest całościowe i dogłębne badanie, począwszy od pierwszego opisu alergii z 1819 roku, po najnowsze, oszałamiające metody ich leczenia. MacPhail spędziła lata rozmawiając z setkami ekspertów, pacjentów i aktywistów, próbując zrozumieć, w jaki sposób ostatnie zmiany w środowisku i stylu życia wpływają na dramatyczny wzrost liczby przypadków alergii na całym świecie.

Oto historia alergii: czym są, dlaczego je mamy i co mogą oznaczać dla losów ludzkości w szybko zmieniającym się świecie.

Doktor Theresa MacPhail – antropolożka medyczna, dziennikarka i profesor nadzwyczajna nauk ścisłych i technologicznych, która prowadzi badania i pisze na temat globalnego zdrowia, biomedycyny i chorób. Jest doktorantką Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 464

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Pro­log

Wszystko, co wywołuje u nas alergię

Dwu­dzie­stego pią­tego sierp­nia 1996 roku mój tata jechał Main Street w naszym mia­steczku w New Hamp­shire budzą­cym respekt czte­ro­drzwio­wym kan­cia­stym seda­nem, któ­rym jeź­dził w tygo­dniu na spo­tka­nia z klien­tami. On i jego wie­lo­let­nia part­nerka Patri­cia wybie­rali się na plażę, żeby spę­dzić dzień nad oce­anem. Było dwa­dzie­ścia po jede­na­stej i słońce miało wkrótce sta­nąć w zeni­cie, tem­pe­ra­tura rosła. Szyby w samo­cho­dzie, typowo dla ojca, były opusz­czone. Z upodo­ba­niem palił marl­boro lights i nie korzy­stał z kli­ma­ty­za­cji, chyba że pano­wał strasz­liwy upał. W końcu pocho­dzi­li­śmy z Nowej Anglii i ocze­ki­wano od nas, że będziemy zno­sić naj­gor­szą pogodę.

Ręka ojca była wysta­wiona za okno samo­chodu, w pal­cach tkwił papie­ros, ramię opie­rało się na roz­grza­nych drzwiach. W radiu, a kon­kret­nie w sta­cji AM, trans­mi­to­wano wła­śnie mecz bostoń­skich Red Sok­sów. Ojciec ni­gdy nie miał dosyć bejs­bolu. Nie daro­wał sobie żad­nego meczu, a potem słu­chał ana­liz dotych­cza­so­wych roz­gry­wek i pro­gnoz tych przy­szłych. Jako nasto­latka czy­ta­jąca Dic­kensa i zapa­lona fanka Duran Duran uwa­ża­łam tę jego pasję – a zwłasz­cza uza­leż­nie­nie od radio­wych sta­cji spor­to­wych – za męczącą. Zwy­kle, usa­do­wiona z tyłu, usi­ło­wa­łam sku­pić się na swo­jej lek­tu­rze, czę­ściowo kry­jąc wzrok za gru­bym tomisz­czem w wyda­niu kie­szon­ko­wym. Cza­sami, żeby tatę wku­rzyć, kibi­co­wa­łam dru­ży­nie prze­ciw­nej, dopóki mi nie zagro­ził, że zatrzyma wóz i wysa­dzi swoją jedy­naczkę, aby wra­cała do domu na pie­chotę.

Ale w 1996 roku mia­łam już dwa­dzie­ścia cztery lata. Tam­tej sierp­nio­wej nie­dzieli nie było mnie z ojcem w samo­cho­dzie. O tym, co się stało, dowie­dzia­łam się z trzech źró­deł: od poli­cji sta­no­wej, która zawia­do­miła mnie, że mój naj­bliż­szy krewny nie żyje; od kie­row­nika zakładu pogrze­bo­wego, do któ­rego zadzwo­ni­łam, żeby się dowie­dzieć, dokąd zabrano mojego ojca; i – dwa­dzie­ścia lat póź­niej – od Patri­cii, pod­czas naszej pierw­szej roz­mowy od czasu śmierci taty. Jed­nak ojciec był tak wierny swoim zwy­cza­jom, że bez trudu wyobra­zi­łam sobie praw­do­po­dobny bieg wyda­rzeń. Gdy zamknę oczy, widzę go sie­dzą­cego w samo­cho­dzie, ze sty­ro­pia­no­wym kub­kiem kawy wci­śnię­tym w uchwyt, z ręką spo­czy­wa­jącą swo­bod­nie na gór­nej czę­ści kie­row­nicy.

Kiedy dora­sta­łam, moje rela­cje z ojcem były napięte. Rodzice się roz­wie­dli, gdy mia­łam zale­d­wie dwa mie­siące, i w dzie­ciń­stwie widzia­łam się z nim tylko kilka razy. Ist­nie­jące mię­dzy nami napię­cie pogłę­biło się jesz­cze, kiedy w 1986 roku moja matka zgi­nęła w wypadku samo­cho­do­wym, a ja, wtedy czter­na­sto­let­nia, opu­ści­łam rodzinne mia­steczko w wiel­kiej India­nie, żeby zamiesz­kać z nim i Patri­cią w pod­miej­skim rejo­nie New Hamp­shire. Pró­bu­jąc opi­sać swoją rodzinną sytu­ację nowym zna­jo­mym czy kole­gom, eufe­mi­stycz­nie nazy­wa­łam nasze sto­sunki chłod­nymi. Mia­łam ojca i kocha­łam go, tyle że z nim nie roz­ma­wia­łam.

Tam­tego dnia samotna psz­czoła wła­śnie obla­ty­wała pola, żeby zebrać pyłek, gdy na tra­jek­to­rii jej lotu poja­wiło się otwarte okno samo­chodu. Zdez­o­rien­to­wana wpa­dła w panikę. Użą­dliła ojca w bok szyi, obok ucha. On, zasko­czony, ale wciąż spo­kojny, jechał dalej.

To, co nastą­piło dalej, nie było widoczne gołym okiem. Kolejne wyda­rze­nia roze­grały się na pozio­mie mikro­sko­pij­nym w orga­ni­zmie mojego ojca. Zadzia­łała bio­lo­gia.

Żądło psz­czoły wpro­wa­dziło jad – mie­szankę wody, hista­miny, fero­mo­nów, enzy­mów i róż­nych ami­no­kwa­sów – pod cienką war­stwę skóry do tkanki tłusz­czo­wej na szyi mojego ojca. Szyja, ze sku­pi­skiem naczyń krwio­no­śnych, to ważna część układu krą­że­nia, więc jad mógł bar­dzo szybko roz­prze­strze­nić się po ciele. Pewne komórki układu odpor­no­ścio­wego – masto­cyty, ina­czej zwane komór­kami tucz­nymi, i bazo­file – bły­ska­wicz­nie wykryły pewne jego skład­niki.

Białe krwinki, jak masto­cyty i bazo­file, powstają w naszym szpiku kost­nym i krążą w orga­ni­zmie; poma­gają zwal­czać infek­cje i inne cho­roby, pochła­nia­jąc to, co obce albo szko­dliwe, jak wirusy, bak­te­rie czy komórki rakowe. Masto­cyty można zna­leźć w wyście­ła­ją­cej drogi odde­chowe i jelita tkance łącz­nej pod naszą skórą oraz w tkance wokół węzłów chłon­nych, ner­wów i naczyń krwio­no­śnych. Bazo­file krążą w naszym krwio­biegu. Masto­cyty i bazo­file wystę­pują więc pra­wie w całym ludz­kim orga­ni­zmie. Ich zada­niem – w dra­stycz­nym uprosz­cze­niu – jest pobu­dzać do dzia­ła­nia nasz układ odpor­no­ściowy. Wyobraź­cie sobie, że nim zarzą­dzają, ste­rują jego reak­cjami, uwal­nia­jąc różne białka i związki che­miczne.

Jad psz­czeli nie jest sub­stan­cją, na którą ludzki orga­nizm reaguje szcze­gól­nie dobrze, nawet w nor­mal­nych oko­licz­no­ściach, gdy cho­dzi o nie­aler­gika. Ma wła­ści­wo­ści krwo­toczne, co zna­czy, że powo­duje roz­pad krwi­nek. Mimo to jad zarówno psz­czół, jak i os jest sto­sun­kowo nie­szko­dliwy dla więk­szo­ści ludzi, oprócz tego że wywo­łuje bole­sną opu­chli­znę w miej­scu użą­dle­nia. Reagują na niego komórki układu odpor­no­ścio­wego każ­dego z nas; u mojego ojca zare­ago­wały prze­sad­nie i przez to jego układ odpor­no­ściowy wpadł w spi­ralę śmierci zwaną ana­fi­lak­sją. Ana­fi­lak­sja według defi­ni­cji Świa­to­wej Orga­ni­za­cji Zdro­wia to „rodzaj nagłej, zagra­ża­ją­cej życiu reak­cji wyni­ka­ją­cej z nad­wraż­li­wo­ści orga­nizmu i cha­rak­te­ry­zu­ją­cej się gwał­tow­nym prze­bie­giem, która wywo­łuje pro­blemy zwią­zane z oddy­cha­niem i krą­że­niem”. Co w języku laika zna­czy, że mój ojciec był uczu­lony na jad psz­czeli, prze­ja­wiał nad­wraż­li­wość, o któ­rej dowie­dział się ponie­wcza­sie.

Zale­d­wie kilka tygo­dni wcze­śniej, na par­kingu przed Wal­mar­tem, został użą­dlony przez inną psz­czołę. Po powro­cie do domu powie­dział Patri­cii, że nie czuje się dobrze, i zażył bena­dryl – znany lek prze­ciw­hi­sta­mi­nowy, powszech­nie zale­cany w przy­padku łagod­niej­szych reak­cji aler­gicz­nych. Wkrótce potem jego samo­po­czu­cie się popra­wiło, ale Patri­cia, podej­rze­wa­jąc, że jest uczu­lony na jad psz­czeli, prze­ko­ny­wała go, żeby poszedł do leka­rza. Mój ojciec, który nie dbał o zdro­wie (za dużo palił, pił za dużo bour­bona i jadł za dużo żebe­rek), nie słu­chał.

Reak­cje aler­giczne z cza­sem, przy kolej­nym zetknię­ciu z aler­ge­nem, mogą się nasi­lać. Po pierw­szym użą­dle­niu ojciec miał pew­nie tylko miej­scowy obrzęk. Po kolej­nym jego komórki odpor­no­ściowe, zna­jąc już te nie­bez­pieczne sub­stan­cje, odpo­wie­działy szyb­ciej i moc­niej – i wywo­łały pro­por­cjo­nal­nie sil­niej­szą reak­cję. Orga­nizm ojca, choć on sam o tym nie wie­dział, był już zapro­gra­mo­wany, żeby go zdra­dzić.

Ana­fi­lak­sja się zaczyna, gdy tylko anty­gen – śmieszna nazwa dla sub­stan­cji jak jad psz­czeli, która wywo­łuje odpo­wiedź immu­no­lo­giczną – napo­tyka i pobu­dza do dzia­ła­nia masto­cyty oraz bazo­file w ludz­kim orga­ni­zmie. Masto­cyty i bazo­file mojego ojca zaini­cjo­wały ją już w kilka sekund po tym, jak został użą­dlony, jesz­cze w samo­cho­dzie, gdy tylko weszły w bez­po­średni kon­takt z biał­kami w jadzie, i przy­stą­piły do wydzie­la­nia hista­miny. Hista­mina, orga­niczny skład­nik wytwa­rzany przez orga­nizm, odgrywa klu­czową rolę w nor­mal­nej odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nej, jest uwal­niana, kiedy komórki ule­gają uszko­dze­niu albo stre­sowi. Powo­duje, że naczy­nia krwio­no­śne się roz­sze­rzają, a ich ściany stają się bar­dziej prze­pusz­czalne – co uła­twia zwal­cza­ją­cym infek­cję bia­łym krwin­kom prze­do­sta­wa­nie się z nich w zagro­żone rejony. Hista­mina sta­nowi także sygnał dla innych pobli­skich komó­rek, żeby wytwa­rzały jej jesz­cze wię­cej. To che­miczny sys­tem alar­mowy: uru­cho­miony mobi­li­zuje do dzia­ła­nia cały układ odpor­no­ściowy. Jak to się odbywa? Hista­mina działa na recep­tory naszych narzą­dów, powo­du­jąc stan zapalny, zaczer­wie­nie­nie, swę­dze­nie, pokrzywkę i opu­chli­znę.

Na nie­szczę­ście dla mojego ojca to wszystko, co nastą­piło potem, jesz­cze ule­gło przy­spie­sze­niu po pro­stu dla­tego, że wciąż sie­dział wypro­sto­wany w samo­cho­dzie i pozy­cja jego ciała czę­ściowo utrud­niała prze­pływ odtle­no­wa­nej krwi z powro­tem do serca. Aler­giczny wyrzut hista­miny, która zaczęła krą­żyć w jego orga­ni­zmie, spra­wił, że naczy­nia krwio­no­śne roz­sze­rzyły się zbyt szybko i w efek­cie spa­dło ciśnie­nie krwi, także tej wra­ca­ją­cej do serca. Pro­ces ten może dopro­wa­dzić – i tak się w końcu stało w przy­padku mojego ojca – do zatrzy­ma­nia akcji serca. Nad­miar hista­miny dodat­kowo spo­wo­do­wał prze­miesz­cze­nie płynu z układu naczy­nio­wego – sieci naczyń krwio­no­śnych w całym orga­ni­zmie – do tka­nek, tak że ciało, łącz­nie z szyją, zaczęło puch­nąć. Żeby chro­nić dolne drogi odde­chowe przed wdy­cha­nymi sub­stan­cjami draż­nią­cymi, hista­mina także zagęsz­cza śluz, wzmaga jego pro­duk­cję i działa na tkankę mię­śniową wokół płuc, która się napina. Pod­czas wstrząsu ana­fi­lak­tycz­nego drogi odde­chowe zwę­żają się w ciągu kilku minut. Mój ojciec, czu­jąc, co się z nim dzieje, zje­chał na pobo­cze drogi i popro­sił Patri­cię, żeby zmie­niła go za kie­row­nicą.

Spa­ni­ko­wana Patri­cia, wie­dząc, że są daleko od jakie­go­kol­wiek szpi­tala, posta­no­wiła poje­chać do naj­bliż­szej apteki, żeby jak naj­szyb­ciej uzy­skać pomoc. Ojciec, który sie­dział już na fotelu pasa­żera, zaczął łapać powie­trze, a jego twarz zmie­niła kolor.

Kilka minut póź­niej Patri­cia wje­chała seda­nem na malutki par­king przed nie­wielką apteką, zapar­ko­wała samo­chód i pobie­gła do środka. Far­ma­ceuta na dyżu­rze wyja­śnił, że nie może zro­bić mojemu ojcu zastrzyku z epi­ne­fryny, ina­czej adre­na­liny, który mógłby mu ura­to­wać życie, bo nie ma on aktu­al­nej recepty. Epi­ne­fryna, natu­ralny hor­mon wydzie­lany przez nad­ner­cza w cza­sie stresu, pomaga zatrzy­mać pro­ces ana­fi­lak­sji poprzez zaha­mo­wa­nie wytwa­rza­nia hista­miny i zwę­że­nie naczyń krwio­no­śnych – a tym samym wspo­mo­że­nie krą­że­nia. Działa także na recep­tory mię­śni gład­kich płuc, poma­ga­jąc im się roz­luź­nić, co spra­wia, że oddech wraca do normy. Podana w zastrzyku dawka adre­na­liny jest znacz­nie więk­sza od tej, jaką orga­nizm może wytwo­rzyć sam w krót­kim cza­sie. Ale zamiast wstrzyk­nąć ją mojemu ojcu, far­ma­ceuta zadzwo­nił po służby medyczne.

Kiedy wresz­cie przy­je­chała karetka, ratow­nicy medyczni zain­tu­bo­wali mojego ojca, bo z powodu opuch­nię­cia szyi i skur­czu oskrzeli nie mógł już oddy­chać. W karetce nie było adre­na­liny, a far­ma­ceuta wciąż sta­now­czo, choć z żalem, odma­wiał wyda­nia ratow­ni­kom leku, któ­rego pacjent roz­pacz­li­wie potrze­bo­wał. Mimo że takie sta­no­wi­sko może się nam wyda­wać teraz okrutne, czło­wiek ten miał pod wzglę­dem praw­nym zwią­zane ręce. W latach dzie­więć­dzie­sią­tych far­ma­ceu­tom nie wolno było poda­wać adre­na­liny, nawet w nagłych przy­pad­kach. Wraz z upły­wem cen­nych minut orga­nizm mojego ojca wszedł w fazę wstrząsu, ostatni etap zespołu ogól­no­ustro­jo­wej reak­cji zapal­nej.

Gdy ojciec zna­lazł się w karetce, sto­jąca nad nim Patri­cia popro­siła, żeby mru­gnął, jeśli jesz­cze ją sły­szy. On powoli zamknął i otwo­rzył oczy. Wciąż prze­ra­żona, ale czu­jąc już ulgę i nadzieję, uści­snęła jego dłoń. Wsia­dła z powro­tem do sedana i jadąc w ślad za karetką na pogo­to­wie, sły­szała jej odda­la­jącą się syrenę.

W dro­dze do szpi­tala serce ojca prze­stało pra­co­wać, mimo wszel­kich wysił­ków medy­ków, żeby go rato­wać.

James Mac­Phail – zago­rzały fan bostoń­skich dru­żyn spor­to­wych, sprze­dawca czi­pów kom­pu­te­ro­wych, wete­ran wojny wiet­nam­skiej, w typie Jac­kie’ego Gle­asona, dusza towa­rzy­stwa, kocha­jący syn, wiel­bi­ciel stand-upu, miło­śnik muzyki i mój ojciec – odszedł.

Kiedy przy­go­to­wy­wa­łam się do pisa­nia tej książki, skoń­czy­łam czter­dzie­ści sie­dem lat; byłam w tym samym wieku co mój ojciec, gdy umarł, i czę­sto myśla­łam o jego nagłej śmierci, roz­ma­wia­jąc ze spe­cja­li­stami w całym kraju o zagadce, jaką jest aler­gia. Śmier­tel­nie groźne reak­cje ana­fi­lak­tyczne na użą­dle­nie przez owady (psz­czoły, osy i szer­sze­nie) są nie­zwy­kle rzad­kie. Każ­dego roku wystę­pują u około 3 pro­cent doro­słych, jed­nak więk­szość z nich prze­żywa1. W ciągu dwu­dzie­stu lat od śmierci mojego ojca co roku wsku­tek użą­dle­nia przez owada umie­rało śred­nio tylko sześć­dzie­się­ciu dwóch Ame­ry­ka­nów, czyli 0,00000002 pro­cent całej popu­la­cji2. Śmierć mojego taty to ewe­ne­ment, nie­szczę­śliwy wypa­dek, zda­rze­nie, które odmie­niło życie całej jego rodziny i przy­ja­ciół.

Jed­nak im wię­cej dowia­dy­wa­łam się o aler­gii, tym bar­dziej zasta­na­wiało mnie: dla­czego on? Czy coś w jego mate­riale gene­tycz­nym (a więc także po czę­ści moim) zde­cy­do­wało o prze­sad­nej reak­cji układu odpor­no­ścio­wego? Czy może winę za to ponosi śro­do­wi­sko – ojciec wycho­wał się w Bosto­nie – albo spo­sób życia? Teo­re­tycz­nie mógł być bar­dziej uwraż­li­wiony na jad psz­czeli po kolej­nych użą­dle­niach – w dzie­ciń­stwie albo pod­czas dwu­krot­nej służby w Wiet­na­mie. Czy też miał tak wiel­kiego pecha, że umarł już po dru­gim zetknię­ciu z jadem psz­czelim, zale­d­wie w mie­siąc po pierw­szym? Jed­nak, gdy to piszę – skoń­czyw­szy zbie­rać mate­riały, już trzy lata star­sza niż on w chwili śmierci – wiem, że ni­gdy nie będę miała pew­no­ści, co wywo­łało reak­cję aler­giczną u mojego ojca, bo to temat bar­dzo skom­pli­ko­wany.

Z bio­lo­gicz­nego punktu widze­nia potra­fię dokład­nie wytłu­ma­czyć, co się stało w ostat­nich chwi­lach mojego ojca na ziemi. Sto­jąca za tym bio­lo­gia jest pod wie­loma wzglę­dami łatwa do zro­zu­mie­nia i przed­sta­wie­nia: odpo­wiedź układu immu­no­lo­gicz­nego taty była zbyt sku­teczna, aby mogła wyjść mu na dobre. „Ana­fi­lak­sja” w grece zna­czy dosłow­nie: „obrona wstecz”. Układ immu­no­lo­giczny mojego ojca – mający go chro­nić – był cał­kiem sprawny, ale nad­wraż­liwy, myl­nie uznał natu­ral­nie wystę­pu­jącą nie­szko­dliwą sub­stan­cję za bez­po­śred­nie zagro­że­nie. Gdy już zaczęła się jego prze­sadna reak­cja, pra­wie nie­moż­li­wo­ścią było ją zatrzy­mać. W przy­padku ludzi żyją­cych z ciężką aler­gią para­doks polega na tym, że mają silny aktywny układ odpor­no­ściowy chro­niący przed paso­ży­tami i drob­no­ustro­jami, który może zabić ich samych. I to wła­śnie wyda­rzyło się mojemu ojcu.

Wciąż jed­nak myślę o tym – i to nie daje mi spo­koju – co tata musiał myśleć i czuć, kiedy był świad­kiem, jak zawo­dzi go wła­sny orga­nizm. Jak bar­dzo musiał być prze­ra­żony w tych kilku pierw­szych sekun­dach, gdy się zorien­to­wał, że puch­nie mu gar­dło, że jego płuca nie pra­cują i nie może oddy­chać. Że jego serce w klatce pier­sio­wej ustaje. Jak to jest w szyb­kim tem­pie umie­rać, kiedy twój układ odpor­no­ściowy wcho­dzi na naj­wyż­sze obroty? Czy tata w ogóle zda­wał sobie sprawę, co się z nim dzieje? Czy na samym końcu, gdy jego serce się zatrzy­mało, zdą­żył jesz­cze pomy­śleć o mnie, o swo­jej matce i o part­nerce? Czy wie­dział, jak bar­dzo będzie go nam bra­ko­wało?

Cho­ciaż może to się wyda­wać dziwne, nie zabra­łam się do zbie­ra­nia mate­ria­łów na temat aler­gii ze względu na ojca. Z cza­sem pogo­dzi­łam się z jego śmier­cią i coraz mniej o niej myśla­łam. Przez wiele lat przy­po­mi­na­łam sobie o jego ostat­nich chwi­lach, sie­dząc na dwo­rze przy pik­ni­ko­wym stole albo spa­ce­ru­jąc po ogro­dzie, gdy docho­dziło do mnie zna­jome bzy­cze­nie. Na widok psz­czoły serce zaczy­nało bić mi moc­niej i nie­ru­cho­mia­łam. Jed­nak oprócz tych rzad­kich przy­pad­ko­wych spo­tkań z psz­czo­łami, osami czy szer­sze­niami nie poświę­ca­łam aler­gii zbyt wiele uwagi. Dopóki nie zdia­gno­zo­wano jej u mnie samej.

W 2015 roku byłam świeżo upie­czo­nym adiunk­tem, obar­czo­nym naucza­niem w peł­nym zakre­sie, i pró­bo­wa­łam napi­sać książkę o gry­pie. I jak na iro­nię, zaczę­łam cho­ro­wać. Bar­dzo. Gdy po raz czwarty w ciągu nie­spełna roku zdia­gno­zo­wano u mnie zapa­le­nie dróg odde­cho­wych, mój lekarz skie­ro­wał mnie do oto­la­ryn­go­loga – spe­cja­li­sty cho­rób uszu, nosa i gar­dła – bo uwa­żał, że coś musi być nie tak z moją nosową „hydrau­liką”. Oto­la­ryn­go­log wysłu­chał mnie, przej­rzał notatki mojego leka­rza, po czym przy uży­ciu endo­skopu obej­rzał mi nos i gar­dło.

– Widzę silne podraż­nie­nie ślu­zówki – powie­dział, wciąż zaglą­da­jąc w cze­lu­ści mojego nosa. – Nie­wy­ni­ka­jące ze zwy­kłej infek­cji. Według mnie ma pani aler­gię. To jest praw­dziwa przy­czyna.

Byłam kom­plet­nie zasko­czona. Ni­gdy nad­mier­nie nie kicha­łam ani nie pocią­ga­łam nosem, nie mia­łam zaczer­wie­nio­nych ani spuch­nię­tych oczu, nie odczu­wa­łam swę­dze­nia ani pie­cze­nia skóry, nie skar­ży­łam się na pro­blemy żołąd­kowe. Z tego, co wie­dzia­łam, nie cier­pia­łam na aler­gię. A teraz lekarz spe­cja­li­sta, czło­wiek o wie­lo­let­nim doświad­cze­niu kli­nicz­nym, mówił mi, że należę do miliona aler­gi­ków miesz­ka­ją­cych w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. I że z powodu aler­gii mojemu prze­cią­żo­nemu ukła­dowi odpor­no­ścio­wemu trud­niej jest wal­czyć z sezo­no­wymi infek­cjami wiru­so­wymi czy bak­te­ryj­nymi – praw­dzi­wymi mikro­sko­pij­nymi wro­gami, z któ­rymi sty­kam się w codzien­nym życiu. Reaguje on na nie­wła­ściwe zagro­że­nia, myląc nie­szko­dliwe sub­stan­cje ze szko­dli­wymi; funk­cjo­nuje tak sumien­nie, że naraża mnie na cho­roby.

Oka­zało się, że jestem nie­odrodną córką swo­jego ojca – jako posia­daczka nad­wraż­li­wego układu odpor­no­ścio­wego – cho­ciaż wciąż nie wiem, czy jestem uczu­lona na jad psz­czeli (ale jesz­cze do tego wrócę). W następ­nych mie­sią­cach, kiedy powoli oswa­ja­łam się z cią­głymi tajem­ni­czymi dole­gli­wo­ściami oraz fru­stra­cjami powo­do­wa­nymi przez moje aler­gie i zaczę­łam myśleć o sobie jako o aler­giczce, pewną pocie­chę przy­no­siła mi świa­do­mość, że przy­naj­mniej nie jestem sama. By­naj­mniej. Gdy zaczę­łam mówić o mojej zaska­ku­ją­cej dia­gno­zie, ludzie odwza­jem­niali mi się opo­wie­ściami o wła­snych aler­giach – pokar­mo­wych, skór­nych i odde­cho­wych. Nagle odnio­słam wra­że­nie, że każdy, kogo znam, ma jakieś uczu­le­nie, tylko o tym nie wspo­mi­nał. I wtedy zda­łam sobie sprawę, że aler­gia to o wiele więk­szy pro­blem, niż kie­dy­kol­wiek przy­pusz­cza­łam.

Uczu­le­nie na orze­chy. Katar sienny. Egzema. Albo sam masz jakąś fru­stru­jącą aler­gię czy cho­robę o pod­łożu aler­gicz­nym, albo znasz kogoś, kto na nie cierpi. Ostat­nie dane sta­ty­styczne na temat tego scho­rze­nia są poru­sza­jące. W ciągu ostat­nich dzie­się­ciu lat liczba osób doro­słych i dzieci, u któ­rych stwier­dza się łagodną, umiar­ko­waną albo silną aler­gię, rośnie w spo­sób cią­gły z każ­dym rokiem. Miliardy ludzi na całym świe­cie – jak się sza­cuje, 30–40 pro­cent popu­la­cji całego globu – cier­pią obec­nie na jakąś cho­robę aler­giczną, a u milio­nów z nich sta­nowi ona poważne zagro­że­nie dla zdro­wia. Jed­nak aler­gie nie muszą być śmier­tel­nie groźne, żeby rzu­to­wać na twoje życie. Ci, u któ­rych wystę­pują łagodne, umiar­ko­wane i silne aler­giczne odpo­wie­dzi układu immu­no­lo­gicz­nego, poświę­cają bar­dzo dużo czasu, pie­nię­dzy i uwagi na zwią­zane z nimi dole­gli­wo­ści. Aler­gie mogą być obcią­że­niem, nawet jeśli nie są nie­bez­pieczne dla życia. Ale ponie­waż prze­waż­nie nie zabi­jają, jako spo­łe­czeń­stwo na ogół nie trak­tu­jemy ich zbyt poważ­nie. Żar­tu­jemy sobie z czy­jejś nie­to­le­ran­cji glu­tenu czy z kataru sien­nego, nie zasta­na­wia­jąc się spe­cjal­nie, jak osoba, która z nimi żyje, może się czuć. Jakość życia osób, któ­rym doskwiera aler­gia, jest zazwy­czaj niż­sza niż tych, które się na nią nie uskar­żają. Poziom odczu­wa­nego przez nie nie­po­koju i stresu jest pod­wyż­szony. Czę­ściej czują się zmę­czone. Spada ich zdol­ność kon­cen­tra­cji i ener­gia.

Może już wiesz, co ozna­cza aler­gia, bo ją masz. Nie­wy­klu­czone, że baga­te­li­zu­jesz swoje uczu­le­nie, bo przy­zwy­cza­iłeś się do niego. Ina­czej mówiąc, prze­sta­łeś ocze­ki­wać, że będziesz czuł się „świet­nie”, i wystar­cza ci, jeśli przez więk­szo­ści swo­jego życia czu­jesz się „okej”. Ale nawet wtedy, gdy aler­gik umie radzić sobie ze swo­imi dole­gli­wo­ściami, bywa, że cza­sami trudno mu je igno­ro­wać. Dzień nasi­lo­nego kataru sien­nego. Nowy pla­cek czer­wo­nej swę­dzą­cej skóry. Skutki nie­for­tun­nej kola­cji. Aler­gicy wie­dzą to, z czego inni, nie­aler­gicy, nie zdają sobie sprawy: że nasze orga­ni­zmy stale mają do czy­nie­nia z miliar­dami nie­wi­dzial­nych czą­ste­czek, mikro­or­ga­ni­zmów, sub­stan­cji che­micz­nych i bia­łek w ich oto­cze­niu. Komórki naszego układu odpor­no­ścio­wego reagują bły­ska­wicz­nie, albo akcep­tują, albo odrzu­cają to, z czym sty­kamy się nie­zli­cze­nie wiele razy dzien­nie przez całe życie. W grun­cie rze­czy to on decy­duje, co może stać się czę­ścią nas (jedze­nie), co może z nami koeg­zy­sto­wać (pewne bak­te­rie, wirusy i paso­żyty), co możemy tole­ro­wać albo igno­ro­wać, a czego nie.

Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że nasz układ immu­no­lo­giczny staje się coraz bar­dziej wraż­liwy na wiele natu­ral­nych i wytwo­rzo­nych przez nas aler­ge­nów, z któ­rymi na co dzień wcho­dzimy w kon­takt. Pro­blem polega na tym, że immu­no­lo­dzy, któ­rzy pró­bują poznać bio­lo­giczne pro­cesy odpo­wie­dzialne za reak­cje aler­giczne, nie do końca wie­dzą, dla­czego tak się dzieje. Coraz sil­niej­sze aler­gie pokar­mowe, skórne, odde­chowe, uczu­le­nia na jad owa­dów, na leki – pozo­stają medycz­nymi zagad­kami XXI wieku, które doma­gają się roz­wią­za­nia. Dla­czego wszyst­kich nas coś uczula?

Po usły­sze­niu wła­snej dia­gnozy zabra­łam się do szu­ka­nia infor­ma­cji na temat aler­gii. Chcia­łam zna­leźć odpo­wie­dzi na eska­lu­jącą serię pytań, poczy­na­jąc od oso­bi­stych, przez donio­ślej­sze – histo­ryczne, eko­no­miczne, spo­łeczne, poli­tyczne i filo­zo­ficzne.

Od jak dawna wystę­pują aler­gie? Czy to stary pro­blem, czy sto­sun­kowo nowy?

Czy aler­gie się nasi­lają? A jeśli tak, co jest tego przy­czyną?

Czy aler­gie mają cha­rak­ter gene­ryczny, śro­do­wi­skowy, czy są skut­kiem dzia­łal­no­ści czło­wieka?

Co możemy na nie zara­dzić? Czy da się je wyle­czyć?

Po kilku tygo­dniach wciąż nie mogłam zna­leźć żad­nych zado­wa­la­ją­cych i łatwych do przy­ję­cia odpo­wie­dzi. Ich poszu­ki­wa­nia zamie­niły się w oso­bi­stą i naukową podróż, któ­rej celem stało się zdia­gno­zo­wa­nie pro­blemu aler­gii w XXI wieku. Ta książka jest zapi­sem owej podróży, holi­styczną ana­lizą zja­wi­ska, jakim jest aler­gia, poczy­na­jąc od jej pierw­szego medycz­nego opisu z 1819 roku, a koń­cząc na naj­now­szych odkry­ciach w dzie­dzi­nie bio­lo­gii doty­czą­cych lecze­nia tej cho­roby i immu­no­te­ra­pii w celu jej zapo­bie­ga­nia.

To, co prze­czy­tasz, jest próbą zebra­nia całej wie­dzy o aler­gii w XXI wieku: czym ta cho­roba jest, dla­czego na nią cier­pimy, dla­czego stale nasila się w skali glo­bal­nej i co to może mówić o losie ludz­ko­ści w szybko zmie­nia­ją­cym się świe­cie. Uwzględ­nia naj­now­sze bada­nia naukowe, histo­rię uczu­leń i oso­bi­ste doświad­cze­nia zma­ga­ją­cych się z nimi pacjen­tów i leka­rzy; łączy te wątki, żeby­śmy mogli zba­dać nasze skom­pli­ko­wane rela­cje ze śro­do­wi­skiem.

Przede wszyst­kim zaj­miemy się cią­gle ule­ga­jącą zmia­nie defi­ni­cją, czym jest aler­gia – i czym nie jest. W miarę pogłę­bia­nia się naszej wie­dzy nauko­wej z zakresu immu­no­lo­gii – postępu badań nad funk­cjo­no­wa­niem układu odpor­no­ścio­wego u wszyst­kich gatun­ków – coraz lepiej rozu­miemy, co pod­pada pod kate­go­rię aler­gii czy też aler­gicz­nych odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nych. Jak się prze­ko­namy, aler­gii nie da się łatwo ska­te­go­ry­zo­wać, zdia­gno­zo­wać i poli­czyć. Naj­lep­sze sta­ty­styki, jakimi dys­po­nu­jemy, to dane sza­cun­kowe oparte na rosz­cze­niach osób ubez­pie­czo­nych, wyni­kach son­daży i przy­ję­ciach do szpi­tali. Ale jakie­kol­wiek pro­wa­dzi­li­by­śmy dzia­ła­nia mate­ma­tyczne, liczba aler­gi­ków rośnie z każ­dym kolej­nym rokiem – i końca nie widać.

Gdy już uzy­skamy pod­sta­wowe infor­ma­cje o aler­gii, omó­wimy różne teo­rie na temat jej przy­czyn. Okaże się, że zależ­nie od tego, jak zde­fi­niu­jemy aler­giczną odpo­wiedź układu odpor­no­ścio­wego, wystę­po­wała już dawno temu – uważa się, że król Egiptu Menes umarł na sku­tek użą­dle­nia psz­czoły albo osy – albo jest czymś nowym. Pierw­szy kli­niczny opis reak­cji aler­gicz­nej, przy­padku kataru sien­nego, pocho­dzi sprzed prze­szło dwu­stu lat, co dowo­dzi, że aler­gie odde­chowe roz­po­wszech­niły się dopiero z począt­kiem rewo­lu­cji prze­my­sło­wej. Teo­rie doty­czące tego, dla­czego od tej pory wystę­po­wa­nie aler­gii stale się roz­sze­rza, są zło­żone i żywo dys­ku­to­wane. Jeśli szu­ka­cie łatwych odpo­wie­dzi, nie znaj­dzie­cie ich tutaj. Ale dowie­cie się, jakie kom­bi­na­cje wino­waj­ców są naj­bar­dziej praw­do­po­dobne.

I wresz­cie, przyj­rzymy się spo­so­bom lecze­nia aler­gii, jakie mamy do dys­po­zy­cji, a także zoba­czymy, jaka może być przy­szłość aler­go­lo­gii. W ostat­nich dwu­stu latach nie­wiele się zmie­niło w lecze­niu tej cho­roby, ale nowa klasa leków bio­lo­gicz­nych widocz­nych na hory­zon­cie daje nadzieję, że uda się sku­tecz­niej i spój­niej łago­dzić naj­gor­sze jej objawy. Jed­no­cze­śnie nowe odkry­cia naukowe w zakre­sie aler­gicz­nych reak­cji immu­no­lo­gicz­nych będą pro­wa­dzić do lep­szych regu­la­cji i dzia­łań socjal­nych. W końcu zro­zu­mie­nie tego, co nas uczula i dla­czego, pomoże nam nawią­zać ze sobą współ­pracę, żeby w przy­szło­ści wspól­nie kształ­to­wać korzyst­niej­sze śro­do­wi­ska – takie, w któ­rych łatwiej będzie się oddy­chało.

Mój ojciec pod­czas służby woj­sko­wej w Wiet­na­mie (zdję­cie autorki)

Dedy­kuję tę książkę mojemu ojcu. Tata lubił czy­tać i przez całe życie zdo­by­wał wie­dzę. Cho­ciaż nie dotarł do końca pierw­szego roku w col­lege’u, był uro­dzo­nym samo­ukiem i do dnia, w któ­rym umarł, z upodo­ba­niem przy­swa­jał sobie nowe infor­ma­cje o świe­cie. Pod tym wzglę­dem też jestem jego nie­odrodną córką. Odzie­dzi­czy­łam po nim nie tylko skłon­ność do aler­gii, ale także cie­ka­wość i nie­usta­jące dąże­nie do prawdy – nie­za­leż­nie od tego, jak zło­żona i mętna ta prawda się oka­zuje. Myślę, że histo­ria aler­gii opo­wie­dziana na tych stro­nach byłaby dla niego cie­kawa, poucza­jąca i fascy­nu­jąca. I nie­za­leż­nie od tego, czy ty sam, drogi czy­tel­niku, cier­pisz na jakąś aler­gię albo cierpi na nią kochana przez cie­bie osoba, czy nie, mam nadzieję, że po prze­czy­ta­niu tej książki nie tylko będziesz lepiej rozu­miał, na czym polega aler­gia, ale także że nasuną ci się nowe pyta­nia na temat naszego nie­wia­ry­god­nego układu odpor­no­ścio­wego i jego skom­pli­ko­wa­nych związ­ków ze śro­do­wi­skiem, w któ­rym wspól­nie żyjemy. Dzię­kuję ci, że wyru­szasz w tę podróż razem ze mną. No to w drogę.

Część pierw­sza

Diagnoza

Żeby lepiej zro­zu­mieć, czym jest aler­gia w XXI wieku, należy przede wszyst­kim doko­nać prze­glądu wszyst­kich obec­nie wystę­pu­ją­cych jej obja­wów. W następ­nych trzech roz­dzia­łach przyj­rzymy się obec­nemu pro­ble­mowi aler­gii, ana­li­zu­jąc naj­now­sze dane sta­ty­styczne i odda­jąc głos samym aler­gi­kom, któ­rzy opo­wie­dzą, jak to jest mieć katar sienny, astmę na pod­łożu aler­gicz­nym, ato­powe zapa­le­nie skóry, czyli egzemę, aler­gię pokar­mową, aler­gię na leki czy jad owa­dów. Żeby jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wać stan rze­czy, trzeba zazna­czyć, że nie zawsze łatwo jest zdia­gno­zo­wać scho­rze­nia aler­giczne czy odróż­nić je od nie­to­le­ran­cji albo wraż­li­wo­ści. Funk­cjo­no­wa­nie naszego układu odpor­no­ścio­wego jest skom­pli­ko­wane, a aler­gia to całe spek­trum moż­li­wych reak­cji immu­no­lo­gicz­nych, od gwał­tow­nych obja­wów, przez umiar­ko­wane czy łagodne podraż­nie­nie, aż po cał­ko­witą tole­ran­cję. Żeby lepiej zro­zu­mieć, czym jest, a czym nie jest, prze­śle­dzimy histo­rię układu odpor­no­ścio­wego i spraw­dzimy, jakie miej­sce zaj­muje w niej ona sama.

Roz­dział 1

Czym jest alergia (i czym nie jest)

Przed roz­po­czę­ciem pracy nad tą książką nie mia­łam poję­cia, jak wiel­kim pro­ble­mem jest aler­gia. Około 40 pro­cent całej ludz­kiej popu­la­cji cier­piało już na jakąś formę uczu­le­nia3. I spe­cja­li­ści oce­niają, że przed rokiem 2030 ta liczba wzro­śnie do 50 pro­cent. Zanim jed­nak się prze­ko­namy, co te liczby ozna­czają i dla­czego pro­gno­zuje się taki roz­wój aler­gii w następ­nych kilku deka­dach, będziemy musieli odpo­wie­dzieć na bar­dziej zasad­ni­cze pyta­nie o fun­da­men­tal­nym zna­cze­niu: czym wła­ści­wie jest aler­gia?

Kiedy zaczę­łam roz­ma­wiać z naukow­cami i aler­go­lo­gami, sądzi­łam, że wiem, czym jest aler­gia. Gdyby ktoś mnie o to spy­tał, odpo­wie­dzia­ła­bym z dużą dozą pew­no­ści sie­bie, że to nega­tywna reak­cja orga­ni­zmu na coś, co dana osoba zja­dła, czego dotknęła albo jakim powie­trzem oddy­chała. Gdyby popro­szono mnie o wię­cej kon­kre­tów, pew­nie wyrzu­ci­ła­bym z sie­bie to, czego dowie­dzia­łam się dawno temu na wstęp­nym kur­sie bio­lo­gii – że ludzki układ odpor­no­ściowy przy­po­mina sys­tem obronny. Reaguje na to, co obce, jak wirusy, bak­te­rie i paso­żyty, poma­ga­jąc chro­nić nas przed infek­cjami. Ale u aler­gi­ków reak­cję tego samego układu odpor­no­ścio­wego powo­duje coś ze śro­do­wi­ska – jak pyłek roślin, mleko albo nikiel w biżu­te­rii – co dla nie­aler­gika jest nie­szko­dliwe. Jako moż­liwe objawy wymie­nia­ła­bym kicha­nie, ciek­nący katar, zapchany nos, kaszel, wysypkę, zaczer­wie­nie­nie, pokrzywkę, opu­chli­znę i trud­no­ści z oddy­cha­niem.

Kiedy pro­szę laików (to zna­czy nie­nau­kow­ców ani spe­cja­li­stów z dzie­dziny bio­me­dy­cyny), żeby wytłu­ma­czyli, czym jest aler­gia, zwy­kle sły­szę w odpo­wie­dzi coś podob­nego do mojej począt­ko­wej defi­ni­cji. Ludzie w róż­nym wieku i o róż­nym pocho­dze­niu myślą, że aler­gia, jak kie­dyś opi­sał to w roz­mo­wie ze mną pewien młody nie­aler­gik, to „jakiś rodzaj zachwia­nia rów­no­wagi wobec cze­goś, co naru­sza nasz sys­tem. To coś kłóci się z tym, co mamy w swoim orga­ni­zmie, który w efek­cie pró­buje pozbyć się intruza”. Ktoś inny opi­sał aler­gię jako „auto­de­struk­cyjne dzia­ła­nie orga­ni­zmu”, gdy nie wie on, jak pora­dzić sobie z czymś takim jak pyłek czy okre­ślone jedze­nie. W innej pamięt­nej roz­mo­wie męż­czy­zna cier­piący na kilka rodza­jów aler­gii, który dora­stał w Chi­hu­ahua, w Mek­syku, w pobliżu gra­nicy z Tek­sa­sem, stwier­dził, że jego ciało jest nie­usta­jąco w try­bie obron­nym – co oce­niał jako korzystne. Uwa­żał, że jest dobrze bro­niony, i opi­sał swój orga­nizm jako „ostroż­niej­szy” i „czuj­niej­szy” niż orga­nizmy nie­aler­gików. To wszystko to mniej lub bar­dziej odpo­wia­da­jące praw­dzie opisy aler­gicz­nych odpo­wie­dzi układu odpor­no­ścio­wego i spraw­dzają się… dopóki nie prze­stają się spraw­dzać.

Nawet sami aler­gicy nie zawsze rozu­mieją, kim tak naprawdę są ani czym róż­nią się od nie­aler­gi­ków, któ­rzy mają podobne objawy.

Weźmy dla przy­kładu Chris­sie4, jedną z pierw­szych pacjen­tek aler­gicz­nych, z któ­rymi prze­pro­wa­dzi­łam roz­mowy do tej książki. W cza­sie gdy się spo­tka­ły­śmy, Chris­sie od lat zma­gała się z obja­wami aler­gii odde­cho­wej, pokrzywką, spo­ra­dyczną opu­chli­zną wokół oczu i czę­stymi dole­gli­wo­ściami żołąd­ko­wymi. Zdia­gno­zo­wano u niej katar sienny, czyli sezo­nowe aler­giczne zapa­le­nie błony ślu­zo­wej nosa i spo­jó­wek, od czasu do czasu cho­dziła do laryn­go­loga, spe­cja­li­sty cho­rób uszu, nosa i gar­dła, gdy objawy się zmie­niały albo nasi­lały. Mie­wała także pro­blemy żołąd­kowo-jeli­towe i wysypkę na skó­rze, jeśli przy­pad­kiem zja­dła coś z glu­te­nem albo mle­kiem. Przed laty Chris­sie zgło­siła się do aler­go­loga i zro­biono jej testy na naj­pow­szech­niej wystę­pu­jące aler­gie. Nie stwier­dzono u niej reak­cji skór­nych na żadne aler­geny pokar­mowe i dowie­działa się, że to bar­dzo mało praw­do­po­dobne, aby objawy, jakie jej doskwie­rały, były wywo­ły­wane uczu­le­niem na żyw­ność. Laryn­go­log wie­lo­krot­nie nama­wiał Chris­sie, żeby ponow­nie pod­dała się testom, ale tego nie robiła; nato­miast wpi­sała swoje objawy do wyszu­ki­warki w inter­ne­cie i zaczęła zbie­rać infor­ma­cje, jak im zara­dzić.

Kiedy ją popro­si­łam, żeby zde­fi­nio­wała aler­gię, Chris­sie odpo­wie­działa, że to cho­roba, która się poja­wia, kiedy ciało nie daje sobie z czymś rady, zwłasz­cza gdy styka się z tym zbyt czę­sto albo gdy jest tego za dużo. Po jakimś cza­sie, przy powta­rza­ją­cym się kon­tak­cie, tłu­ma­czyła dalej, orga­nizm tych rze­czy nie prze­twa­rza i to obja­wia się takimi reak­cjami jak u niej. Ona sama nie wie­rzy w wyniki swo­ich testów skór­nych na aler­geny pokar­mowe, twier­dząc, że ma uczu­le­nie na żyw­ność; a ponie­waż psze­nica i mleko są skład­ni­kami więk­szo­ści pro­duk­tów spo­żyw­czych, przy­pusz­cza, że po dzie­siąt­kach lat ich przyj­mo­wa­nia jej ciało zaczęło je odrzu­cać.

Zamiesz­czam histo­rię Chris­sie – obra­zu­jącą jej brak zro­zu­mie­nia, czym jest aler­gia, a czym nie jest, wyraźną dez­orien­ta­cję i fru­stra­cję – na początku tego roz­działu, aby poka­zać, że zwy­kle nie mylimy się co do tej cho­roby i jed­no­cze­śnie się mylimy. W kwe­stii aler­gii odde­cho­wych Chris­sie słusz­nie uważa, że jej ciało reaguje na coś, na co jest wie­lo­krot­nie wysta­wiane, nato­miast myli się, sądząc, że nie może ono prze­two­rzyć pył­ków. (Jak się wkrótce prze­ko­namy, cho­dzi o coś wię­cej niż tylko o to, że orga­nizm coś igno­ruje albo cze­goś nie tole­ruje). Chris­sie praw­do­po­dob­nie nie ma aler­gii pokar­mo­wej, mimo że miewa jej objawy, ponie­waż nie wyka­zuje żad­nej wraż­li­wo­ści na mleko ani glu­ten (co potwier­dzają wyniki testów skór­nych). Innymi słowy jej układ odpor­no­ściowy pew­nie nie reaguje na przyj­mo­wane przez nią jedze­nie. Ale reaguje na pyłki, co wywo­łuje u niej katar sienny. Chris­sie nie rozu­mie, na czym polega róż­nica mię­dzy nie­to­le­ran­cją (w tym przy­padku pew­nych pokar­mów, być może powo­do­waną przez inną cho­robę, jak zespół jelita draż­li­wego albo nie­do­bór lak­tazy, enzymu, który wspo­maga tra­wie­nie lak­tozy w pro­duk­tach mlecz­nych) a reak­cją aler­giczną (na aler­geny uno­szące się w powie­trzu). I kto może ją winić? Nawet ja jako antro­po­log medyczny, z cał­kiem dobrą zna­jo­mo­ścią mecha­ni­zmów immu­no­lo­gicz­nych, mam trud­no­ści w ich roz­róż­nia­niu.

Im bar­dziej zagłę­bia­łam się w lite­ra­turę naukową na temat aler­gii i im wię­cej odby­wa­łam roz­mów z aler­go­lo­gami i immu­no­lo­gami, tym kwe­stia defi­ni­cji sta­wała się męt­niej­sza. Ku mojemu począt­ko­wemu zasko­cze­niu i fru­stra­cji, im wię­cej dowia­dy­wa­łam się o zawi­ło­ściach funk­cjo­no­wa­nia naszego układu odpor­no­ścio­wego, tym trud­niej, nie łatwiej, było mi zro­zu­mieć, na czym polega aler­gia. Oka­zuje się, że to, co powszech­nie nazy­wamy aler­gią, to wielki worek róż­nych dole­gli­wo­ści. Łączy je jedno: wszyst­kie są reak­cją prze­czu­lo­nego układu odpor­no­ścio­wego na pod każ­dym innym wzglę­dem nie­szko­dliwe sub­stan­cje i związki che­miczne – aler­geny – które nie wywo­łują żad­nych reak­cji immu­no­lo­gicz­nych u nie­aler­gi­ków. Objawy aler­gii róż­nią się w zależ­no­ści od spo­sobu, w jaki aler­gen dostaje się do orga­ni­zmu (poprzez skórę, z powie­trzem albo przez prze­wód pokar­mowy), cech gene­tycz­nych danej osoby i wielu róż­nych immu­no­lo­gicz­nych odpo­wie­dzi, jakie powo­duje kon­kretny aler­gen.

Czym więc jest aler­gia? To nad­mierna nie­pra­wi­dłowa reak­cja układu odpor­no­ścio­wego na aler­gen, czyli tok­synę albo obcą sub­stan­cję, którą w nor­mal­nych warun­kach powi­nien on igno­ro­wać. To defi­ni­cja naukowa, ale pew­nie nie­wiele wam mówi – na razie. Żeby w pełni pojąć, czym jest aler­gia, należy zro­zu­mieć, jak zmie­niała się w ciągu ubie­głego stu­le­cia sama jej defi­ni­cja. Poję­cie aler­gii liczy już prze­szło 100 lat, jest efek­tem wcze­snych badań funk­cjo­no­wa­nia układu odpor­no­ścio­wego u ssa­ków.

Na koniec, jak nie­ba­wem prze­czy­ta­cie, dowie­dzia­łam się, że aler­gię chyba naj­le­piej defi­niują sto­jące za nią pro­cesy bio­lo­giczne.

EWOLUCJA HERETYCKIEJ KONCEPCJI. KRÓTKA HISTORIA ALERGII

Zanim poznamy zawiłą, pokrętną histo­rię aler­gii i naszej zna­jo­mo­ści układu odpor­no­ścio­wego, warto już tu, na samym początku, pod­kre­ślić, że aler­gia nie jest by­naj­mniej „czymś”, w każ­dym razie nie w takim sen­sie, w jakim myślimy o kon­kret­nych rze­czach ist­nie­ją­cych na świe­cie – jak stoły, wirusy czy koty. To raczej zło­żony pro­ces bio­lo­giczny, w któ­rym bie­rze udział wiele róż­nych czę­ści skła­do­wych naszego układu odpor­no­ścio­wego. Aler­gia to bar­dziej dzia­ła­nia, jakie podej­mują jego komórki, niż objawy, któ­rych dozna­jemy w wyniku tych dzia­łań. Histo­ria ewo­lu­cji naszej wie­dzy o immu­no­lo­gii i odkryć zwią­za­nych z reak­cjami aler­gicz­nymi zaczyna się na początku zeszłego wieku.

Nasze poglądy na układ odpor­no­ściowy, zarówno dawne, jak i obecne, dużo zawdzię­czają naj­wcze­śniej­szym kon­cep­cjom mikro­bów. Pod koniec XIX wieku tacy sławni naukowcy jak Louis Pasteur, Joseph Lister i Robert Koch, pro­wa­dzili eks­pe­ry­menty, aby osta­tecz­nie dowieść, że to za sprawą żywych orga­ni­zmów, któ­rych nie widzimy – na przy­kład bak­te­rii wąglika, gruź­licy i cho­lery – cho­ru­jemy, rany ule­gają zaka­że­niu i psuje się żyw­ność. To nowe rozu­mie­nie zaka­że­nia i dzia­ła­nia mikroorga­ni­zmów – zwane popu­lar­nie teo­rią zaraz­ków – legło u pod­staw współ­cze­snego medycz­nego poję­cia odpor­no­ści, czyli zdol­no­ści orga­ni­zmu do zwal­cza­nia cho­rób.

Być odpor­nym to zna­czy być chro­nio­nym albo bro­nio­nym przed zain­fe­ko­wa­niem jakimś pocho­dzą­cym z zewnątrz orga­ni­zmem. Odpo­wie­dzialne za odpor­ność mecha­ni­zmy bio­lo­giczne stały się pod koniec XIX i na początku XX wieku cen­tral­nym obiek­tem badań nauko­wych wycho­dzą­cych od teo­rii zaraz­ków. Na prze­ło­mie stu­leci naukowcy sku­pili się na pozna­niu pod­sta­wo­wych pro­ce­sów, które spra­wiały, że zwie­rzę nara­żone na kon­takt z wywo­łu­ją­cym cho­robę orga­ni­zmem, jak bak­te­ria wąglika, albo wyka­zuje odpor­ność, albo cho­ruje. Ci pierwsi immu­no­lo­dzy chcieli się dowie­dzieć, jak wywo­łać taką odpor­ność. W kli­ni­kach i szpi­ta­lach sto­so­wano już szcze­pionki i suro­wice zawie­ra­jące małe ilo­ści zmo­dy­fi­ko­wa­nych mikro­bów i ludz­kich prze­ciw­ciał, albo żeby zapo­bie­gać powszech­nie wystę­pu­ją­cym cho­ro­bom, takim jak ospa wietrzna, bło­nica czy tężec, albo żeby je leczyć, ale zasada ich dzia­ła­nia pozo­sta­wała nie­mal cał­ko­wi­cie owiana tajem­nicą.

Zachę­ceni sku­tecz­no­ścią tych pierw­szych szcze­pio­nek i suro­wic, naukowcy i leka­rze żywili prze­ko­na­nie, że można uzy­skać odpor­ność na wszyst­kie ata­ku­jące ludzi cho­roby zakaźne i tok­syny. Trzeba tylko zro­zu­mieć – uwa­żali – skąd ta odpor­ność bie­rze się u zwie­rząt. Glo­balne wysiłki, żeby ją wytwo­rzyć i leczyć różne cho­roby, przy­pad­kiem dopro­wa­dziły do odkry­cia aler­gii.

Nazwy „aler­gia” – ozna­cza­ją­cej „inną aktyw­ność”, od allos i ergon w grece – użył po raz pierw­szy na prze­ło­mie wie­ków Cle­mens von Pirquet, lekarz pra­cu­jący w kli­nice pedia­trycz­nej w Wied­niu. Pirquet i jego kolega Béla Schick zauwa­żyli, że nie­które dzieci, któ­rym podano szcze­pionki z koń­skiej suro­wicy prze­ciwko ospie wietrz­nej (co było wów­czas powszechną prak­tyką w medy­cy­nie), źle reagują na drugą dawkę, poja­wia się u nich wysypka w miej­scu zastrzyku, swę­dze­nie albo zaczer­wie­nie­nie skóry i gorączka. Domy­śla­jąc się, że coś w suro­wicy spo­wo­do­wało nie­ko­rzystną reak­cję bio­lo­giczną, dwaj leka­rze zaczęli uważ­nie obser­wo­wać swo­ich pacjen­tów po powtór­nym poda­niu szcze­pionki.

Począt­kowo Pirquet posłu­gi­wał się ter­mi­nem „aler­gia” na okre­śle­nie wszel­kich zmian stanu bio­lo­gicz­nego, „dobrych” i „złych”, będą­cych skut­kiem kon­taktu z obcą sub­stan­cją – w tym przy­padku suro­wicą5. Dla niego zły stan albo zła reak­cja orga­ni­zmu mogły ozna­czać wysypkę albo gorączkę wywo­łaną przez poda­nie szcze­pionki, a z kolei dobry stan albo dobra reak­cja orga­ni­zmu – roz­wój odpor­no­ści wsku­tek poda­nia tejże szcze­pionki. Poję­cie aler­gii, w pier­wot­nym rozu­mie­niu, łączyło więc zarówno odpor­ność, jak i nad­wraż­li­wość. Był to ter­min neu­tralny, mający tylko wska­zy­wać, że coś spo­wo­do­wało zmianę w obec­nym sta­nie bio­lo­gicz­nym pacjenta.

W 1906 roku, kiedy Pirquet wymy­ślił nazwę „aler­gia”, sama odpor­ność była wciąż sto­sun­kowo nowym i bar­dzo wąskim poję­ciem uży­wa­nym jedy­nie w odnie­sie­niu do natu­ral­nych reak­cji obron­nych orga­ni­zmu prze­ciwko cho­ro­bie6. Jako idea wywo­dziła się z poli­tyki, nie medy­cyny, i pier­wot­nie ozna­czała zwol­nie­nie od kary czy zobo­wią­za­nia w sen­sie praw­nym7. Pierwsi bada­cze zapo­ży­czyli ten ter­min i zmie­nili jego zna­cze­nie – ale tylko tro­chę. W medy­cy­nie odpor­ność odno­siła się do natu­ral­nego „zwol­nie­nia” od cho­roby zakaź­nej i wska­zy­wała na sta­tus kogoś cał­ko­wi­cie chro­nio­nego przed karą, jaką była cho­roba, a może i śmierć. Układ odpor­no­ściowy zyskał swoją nazwę na potrzeby tej wer­sji odpor­no­ści i w tam­tym cza­sie jego kon­cep­cja była zasad­ni­czo tylko teo­rią robo­czą, odno­szącą się do wszel­kich pro­ce­sów bio­lo­gicz­nych zacho­dzą­cych w orga­ni­zmie, aby tę odpor­ność uzy­skać. Uwa­żano wów­czas, że jego funk­cją jest obrona – i tylko obrona. Pierwsi kli­ni­cy­ści, tacy jak Pirquet i Schick, obser­wu­jący u swo­ich pacjen­tów nie­ko­rzystne reak­cje na te same sub­stan­cje, które powinny ich uod­par­niać, sądzili, że to, czego są świad­kami, musi być jakimś eta­pem naby­wa­nia odpor­no­ści prze­ciwko tej sub­stan­cji. Uwa­żali gorączkę, wysypkę i swę­dze­nie w miej­scu zastrzyku za dowód, że szcze­pionka albo suro­wica działa; uru­cha­mia mecha­ni­zmy obronne pacjenta.

A jeśli, z czego Pirquet i Schick zaczęli zda­wać sobie sprawę, układ odpor­no­ściowy się myli? Jeżeli zamiast nas chro­nić, spra­wia, że zaczy­namy cho­ro­wać? Jeżeli to nie bak­te­ria ani tok­syny powo­dują cho­robę, tylko sam tak zwany układ odpor­no­ściowy?

Ta myśl wyda­wała się rewo­lu­cyjna, here­tycka, więc – przy­naj­mniej na początku – napięt­no­wano ją i odrzu­cono. Dla pierw­szych naukow­ców z dzie­dziny immu­no­lo­gii było nie do poję­cia, że układ odpor­no­ściowy jakiejś osoby może dzia­łać na jej szkodę. Pro­duk­cja prze­ciw­ciał przez ludzki orga­nizm8 – zdol­ność układu odpor­no­ścio­wego do wytwa­rza­nia spe­cjal­nych komó­rek, które odpie­rają ataki szko­dli­wych orga­ni­zmów – ucho­dziła za wyłącz­nie dobro­czynną. Odkry­cie, że ten sam układ odpor­no­ściowy odpo­wie­dzialny za zwal­cza­nie bak­te­rii może powo­do­wać wyni­ka­jące z nad­wraż­li­wo­ści reak­cje na takie sub­stan­cje jak suro­wica koń­ska czy pyłek roślin, prze­czyło wie­lo­let­niej pracy badaw­czej. Teo­ria Pirqu­eta doty­cząca aler­gii pod­wa­żyła fun­da­men­talne zało­że­nia nowej dzie­dziny nauki, jaką była immu­no­lo­gia, i w rezul­ta­cie została przez więk­szość bada­czy odrzu­cona. Minęły kolejne dzie­się­cio­le­cia, zanim naukowcy zro­zu­mieli, że nie tylko jest gene­ral­nie słuszna, ale także może być dla medy­cyny przy­datna.

W miarę poja­wia­nia się kolej­nych kli­nicz­nych i labo­ra­to­ryj­nych dowo­dów naukowcy powoli zaczęli sobie uświa­da­miać, że opi­sane przez Pirqu­eta reak­cje aler­giczne są znacz­nie bar­dziej powszechne, niż przy­pusz­czali. Jed­no­cze­śnie leka­rze zro­zu­mieli, że mogą one tłu­ma­czyć wiele chro­nicz­nych cho­rób – okre­sową astmę, sezo­nowy katar, nawra­ca­jące pokrzywki – które obser­wo­wali w szpi­ta­lach. Z bie­giem lat ta teo­ria znaj­do­wała coraz szer­sze zasto­so­wa­nie, gdy kli­ni­cy­ści zaj­mu­jący się lecze­niem dotych­czas zasta­na­wia­ją­cych cho­rób zaczęli postrze­gać „aler­gię” jako dia­gnozę, która mogła przy­naj­mniej czę­ściowo tłu­ma­czyć wystę­pu­jące u pacjen­tów objawy. Z cza­sem defi­ni­cja aler­gii zaczęła się odno­sić nie­mal wyłącz­nie do tych kło­po­tli­wych i szko­dli­wych odpo­wie­dzi układu odpor­no­ścio­wego, tak zwa­nych prze­sad­nych reak­cji na nie­szko­dliwe w innych oko­licz­no­ściach czyn­niki9.

W dru­giej poło­wie lat dwu­dzie­stych XX wieku pącz­ku­jąca aler­go­lo­gia stała się dzia­łem immu­no­lo­gii10. Aler­gia jako nazwa była sto­so­wana wymien­nie z takimi okre­śle­niami jak „wraż­li­wość”, „nadwraż­li­wość” i „nad­mierna draż­li­wość” w odnie­sie­niu do wszel­kich prze­sad­nych odpo­wie­dzi układu odpor­no­ścio­wego na skąd­inąd „nie­szko­dliwe” sub­stan­cje. Jeden z czo­ło­wych aler­go­lo­gów tam­tego okresu, War­ren T. Vau­ghan, defi­nio­wał aler­gię jako „nad­mierną draż­li­wość czy też nie­sta­bil­ność pew­nej czę­ści układ ner­wo­wego”11. Jako leka­rza i jed­no­cze­śnie zapa­lo­nego bada­cza Vau­ghana zasta­na­wiały różne reak­cje pacjen­tów na aler­geny. Nie widział w nich żad­nej sen­sow­nej pra­wi­dło­wo­ści ani wytłu­ma­cze­nia, dla­czego dwie osoby, przy uwzględ­nie­niu wszyst­kich innych zmien­nych, reagują tak róż­nie w zetknię­ciu z tym samym aler­ge­nem. Co było jesz­cze bar­dziej dez­orien­tu­jące, ten sam pacjent mógł reago­wać odmien­nie na ten sam aler­gen w innych sytu­acjach i w innym cza­sie tego samego dnia. To tak, jakby reak­cje aler­giczne nie pod­le­gały żad­nym bio­lo­gicz­nych zasa­dom – a przy­naj­mniej takim, które byłyby dostrze­galne dla Vau­ghana.

W 1930 roku badacz doszedł do wnio­sku, że głów­nym zada­niem układu odpor­no­ścio­wego u ssa­ków jest utrzy­my­wa­nie rów­no­wagi mię­dzy orga­ni­zmem a jego oto­cze­niem, czyli całym pozo­sta­łym świa­tem bio­lo­gicz­nym. Objawy aler­giczne są więc u kogoś po pro­stu ozna­kami cza­so­wego albo chro­nicz­nego jej zabu­rze­nia. Vau­ghan uwa­żał – słusz­nie, jak miało się oka­zać – że reak­cja aler­giczna zaczyna się na pozio­mie komór­ko­wym, a nie humo­ral­nym, czyli na pozio­mie całego orga­ni­zmu. Kiedy komórki aler­gika napo­ty­kają obcą sub­stan­cję czy doznają wstrząsu egzo­ge­nicz­nego, czyli takiego, któ­rego źró­dłem jest coś z zewnątrz, reagują prze­sad­nie, zabu­rza­jąc rów­no­wagę wła­snego sys­temu bio­lo­gicz­nego albo na pewien czas, albo już na zawsze. Celem aler­go­loga jest pomóc pacjen­towi w odzy­ska­niu stanu „rów­no­wagi aler­gicznej”, a następ­nie jej zacho­wa­niu. Deli­katna rów­no­waga mię­dzy sta­nem „nor­mal­nym” a „aler­gicz­nym”, przy­naj­mniej według Vau­ghana, może zostać zachwiana przez każdy czyn­nik stre­su­jący w życiu pacjenta – cięż­szą infek­cję układu odde­cho­wego, nagłą zmianę tem­pe­ra­tury, zmianę hor­mo­nalną albo ogól­nie wzmo­żony nie­po­kój.

Inni pierwsi aler­go­lo­dzy opi­sy­wali tę cho­robę w podobny spo­sób i w więk­szo­ści dostrze­gali u swo­ich pacjen­tów te same jej przy­czyny. Dok­tor Geo­rge W. Bray z Wiel­kiej Bry­ta­nii okre­ślał aler­gię jako „stan zwięk­szo­nej podat­no­ści orga­ni­zmu na dzia­ła­nie róż­nych obcych sub­stan­cji albo czyn­ni­ków fizycz­nych”12, które kiedy indziej są nie­szko­dliwe. Zda­niem Braya ana­fi­lak­sję i aler­gię można trak­to­wać jako „wypadki przy pracy” układu odpor­no­ścio­wego. Dok­tor Wil­liam S. Tho­mas z kolei defi­nio­wał aler­gię jako „zmie­nioną reak­cję”13 i kwe­stio­no­wał zwią­zek aler­gii z wytwa­rza­niem się odpor­no­ści po kolej­nej infek­cji bak­te­ryj­nej albo wiru­so­wej (co było sła­bym echem pier­wot­nej tezy Pirqu­eta, że odpor­ność i nad­wraż­li­wość są ze sobą powią­zane)14. Gdy Tho­mas publi­ko­wał w latach trzy­dzie­stych wyniki swo­ich badań, naukowcy zauwa­żyli już, że astmę czę­sto poprze­dza infek­cja bak­te­ryjna płuc, i zaczęli przy­pusz­czać, że wcze­śniej­sze cho­roby układu odde­cho­wego pacjenta mają zwią­zek z roz­wo­jem aler­gii. W publi­ka­cji prze­zna­czo­nej dla prak­ty­ku­ją­cych leka­rzy dok­tor G.H. Oriel twier­dził, że ist­nieją tylko trzy stany w funk­cjo­no­wa­niu układu odpor­no­ścio­wego: stan nor­malny (neu­tralny pod wzglę­dem immu­no­lo­gicz­nym), stan pod­wyż­szo­nej wraż­li­wo­ści (aler­giczny) i stan odpor­no­ści15. Pod koniec lat trzy­dzie­stych ter­min „aler­gia” zde­cy­do­wa­nie stra­cił już dość neu­tralną kono­ta­cję z wszel­kimi zmia­nami bio­lo­gicz­nymi wywo­ła­nymi przez bodziec zewnętrzny i stał się poję­ciem nega­tyw­nym, sto­so­wa­nym na okre­śle­nie znacz­nie bar­dziej ogra­ni­czo­nego zespołu reak­cji fizycz­nych na wpro­wa­dze­nie do orga­ni­zmu pew­nych sub­stan­cji z zewnątrz. W latach czter­dzie­stych aler­gia jako nazwa medyczna była już zde­cy­do­wa­nie koja­rzona z „ciemną stroną” odpor­no­ści16.

Zła repu­ta­cja aler­gii wzmoc­niła się jesz­cze pod koniec lat pięć­dzie­sią­tych, kiedy sławny immu­no­log, Frank Mac­far­lane Bur­net, odkrył, że przy­czyną nie­któ­rych cho­rób, takich jak toczeń rumie­nio­waty ukła­dowy i reu­ma­to­idalne zapa­le­nie sta­wów, jest nie­zdol­ność układu odpor­no­ścio­wego do odróż­nia­nia „złych” komó­rek od „dobrych”, czy też „swo­ich” od „obcych”. Po tym jak Bur­net stwier­dził, że naj­waż­niej­szą funk­cją układu odpor­no­ścio­wego jest nie obrona orga­ni­zmu przed zakaź­nymi intru­zami, ale odróż­nia­nie jego komó­rek od całej reszty, wytwa­rza­nie prze­ciw­ciał prze­ciwko wła­snym anty­ge­nom – kiedy orga­nizm ata­kuje samego sie­bie – stało się głów­nym zagad­nie­niem w bada­niach immu­no­logów. Układ odpor­no­ściowy po zetknię­ciu z czymś ze swo­jego bez­po­śred­niego oto­cze­nia albo tole­ruje obcą, „nie swoją” sub­stan­cję (jak to się dzieje w przy­padku więk­szo­ści bia­łek przyj­mo­wa­nych w for­mie jedze­nia), albo ją ata­kuje (jak w przy­padku wielu wiru­sów i bak­te­rii). U kogoś z zabu­rze­niami autoimmu­no­logicznymi popeł­nia on fun­da­men­talny błąd, myląc komórki wła­snego orga­ni­zmu z obcymi, i staje się na nie nad­mier­nie uwraż­li­wiony – reaguje prze­sad­nie. Krótko mówiąc, układ odpor­no­ściowy zaczyna dzia­łać prze­ciwko wła­snym tkan­kom.

Obser­wa­cje Bur­neta w związku z cho­ro­bami auto­im­mu­no­lo­gicz­nymi legły u pod­staw dal­szych badań nauko­wych doty­czą­cych funk­cjo­no­wa­nia układu odpor­no­ścio­wego przez więk­szość XX wieku, a immu­no­lo­gia coraz bar­dziej sku­piała się na zro­zu­mie­niu mecha­ni­zmu wytwa­rza­nia tole­ran­cji niż mecha­ni­zmu obrony. Obec­nie cho­roby aler­giczne i cho­roby auto­im­mu­no­lo­giczne są raczej postrze­gane jako waria­cje na ten sam temat niż zupeł­nie odmienne pro­blemy. Jedne i dru­gie świad­czą o tym, że pro­cesy bio­lo­giczne odpo­wia­da­jące za naszą odpor­ność oraz nasza tole­ran­cja na sub­stan­cje natu­ralne i będące wytwo­rem czło­wieka mogą być zawodne. W XXI wieku pier­wotna kon­cep­cja Pirqu­eta gło­sząca, że nasz sys­tem odpor­no­ściowy może tak samo nam szko­dzić, jak nas chro­nić, nie jest już here­zją i sta­nowi ele­ment powszech­nej wie­dzy o jego funk­cji – i dysfunk­cji.

Ostat­nie prace w dzie­dzi­nie immu­no­lo­gii znowu zmie­niły kie­ru­nek, tym razem porzu­ca­jąc Bur­ne­tow­ski para­dyg­mat swój/obcy na rzecz modelu, który odzwier­cie­dla aktu­alną wie­dzę na temat inte­rak­cji naszych wła­snych komó­rek z bilio­nami innych, z czą­stecz­kami i sub­stan­cjami che­micz­nymi w naszym ukła­dzie pokar­mo­wym, w jamie noso­wej i na skó­rze. Na jakiej zasa­dzie nasze orga­ni­zmy uznają, co mogą tole­ro­wać, a z czym powinny wal­czyć? Komórki naszego układu odpor­no­ścio­wego muszą jakoś okre­ślić, czy orga­ni­zmowi coś zagraża, czy nie. Jed­nak jak to się dzieje, wciąż pozo­staje zagadką. Dok­tor Pamela Guer­re­rio z Natio­nal Insti­tu­tes of Health, jedna z czo­ło­wych bada­czek zaj­mu­ją­cych się aler­gią pokar­mową i kli­ni­cy­stek, wyznała: „Szcze­rze mówiąc, wciąż nie rozu­miemy mecha­ni­zmów odpo­wie­dzial­nych za tole­ran­cję immu­no­lo­giczną, to zna­czy nie wiemy, dla­czego jedne rze­czy tole­ru­jemy, a dru­gich nie”. Dok­tor Avery August, immu­no­log z Cor­nell Uni­ver­sity, powie­dział mi, że na­dal trwa dys­ku­sja na temat zasad­ni­czej funk­cji komó­rek naszego układu odpor­no­ścio­wego. Wia­domo, że chro­nią one przed infek­cjami, ale August woli myśleć o nich jako opie­ku­nach naszego orga­ni­zmu, któ­rzy stale kon­tro­lują to, z czym się sty­kamy, i podej­mują miliony mikro­de­cy­zji, co może stać się jego czę­ścią albo z nim współ­ist­nieć, a co nie. Jedyne, co wiemy na pewno o naszym ukła­dzie odpor­no­ścio­wym, to to, że w miarę, jak staje się w XXI wieku coraz bar­dziej podraż­niony, wyka­zuje coraz mniej­szą tole­ran­cję nawet wobec tego w naszym śro­do­wi­sku, co nam służy.

JAK ALERGIĘ DEFINIUJE SIĘ DZISIAJ

Jak się dowie­dzie­li­śmy, zde­fi­nio­wa­nie, czym naprawdę jest aler­gia, stwa­rzało trud­no­ści od samego początku. W 1931 roku znany aler­go­log, dok­tor Arthur Coca, prze­ko­ny­wał, że uży­wa­nie tej nazwy jako ter­minu medycz­nego nie jest szcze­gól­nie pomocne, ponie­waż kli­ni­cy­ści i inni nie­spe­cja­li­ści okre­ślają nią nie­mal wszystko17. Stała się ona wor­kiem na dia­gnozy i sto­suje się ją, żeby uspo­ka­jać pacjen­tów, gdy wszyst­kie pozo­stałe próby roz­po­zna­nia cho­roby i spo­soby lecze­nia zawio­dły.

Aler­go­lo­dzy i naukowcy, z któ­rymi roz­ma­wiam, czę­sto powta­rzają narze­ka­nia Coki; mówią, że jed­nym z naj­więk­szych i naj­bar­dziej upo­rczy­wych pro­ble­mów, z któ­rymi się mie­rzą, jest powszechne błędne wyobra­że­nie na temat aler­gii. W roz­mo­wach ze mną wciąż twier­dzili, że zwy­kli śmier­tel­nicy czę­sto uży­wają tej nazwy na okre­śle­nie pra­wie każ­dego dokucz­li­wego zespołu obja­wów, któ­rego doznają. Jeśli ktoś miewa nie­straw­ność albo odczuwa ból po posiłku, przy­pi­suje to reak­cji aler­gicz­nej na coś, co zjadł – jak nabiał – mimo że ni­gdy nie poszedł do aler­go­loga, żeby potwier­dzić albo roz­wiać swoje podej­rze­nia.

W ciągu ostat­nich stu lat aler­gia stała się popu­lar­nym i sze­roko sto­so­wa­nym poję­ciem medycz­nym, które jed­nak nie zawsze jest wła­ści­wie i z pożyt­kiem uży­wane. Aler­go­lo­gom i immu­no­lo­gom zależy, aby wszy­scy zro­zu­mieli, że to nie to samo co wraż­li­wość, nie­to­le­ran­cja ani zabu­rze­nie immu­no­lo­giczne. Główna róż­nica leży w pro­ce­sach bio­lo­gicz­nych, czyli mecha­ni­zmach obron­nych, które są uru­cha­miane.

Krótka charakterystyka naszego układu immunologicznego

Pierw­sze, co powin­ni­ście wie­dzieć o ludz­kim ukła­dzie odpor­no­ścio­wym, to że jego dzia­ła­nie opiera się na dwóch odmien­nych rodza­jach mecha­ni­zmów, które ze sobą współ­pra­cują. Odpor­ność wro­dzona, w pełni aktywna już od samego uro­dze­nia, to tępa siła, pierw­sza linia obrony prze­ciwko obcym agre­so­rom, takim jak pato­geny. Ponie­waż funk­cjo­nuje zawsze tak samo, nie­za­leż­nie od obiek­tów, jakie napo­tyka, cza­sami nazywa się ją odpor­no­ścią nie­swo­istą. Wasza skóra i błony ślu­zowe – czyli zewnętrzna i wewnętrzna powłoka ciała – peł­nią w niej ważną funk­cję. Jeśli coś prze­do­sta­nie się przez bariery, jakie two­rzą, wro­dzona odpor­ność powo­duje stan zapalny, żeby powstrzy­mać mikro­sko­pij­nych najeźdź­ców. W tym pro­ce­sie biorą udział masto­cyty i bazo­file (które widzie­li­śmy już w akcji pod­czas wstrząsu ana­fi­lak­tycz­nego). Spe­cjalne komórki żerne, zwane fago­cy­tami, ota­czają czy też poły­kają bak­te­rię, zabi­ja­jąc ją, a komórki NK (natu­ral kil­lers – „uro­dzeni zabójcy”) za pomocą tok­syn nisz­czą wszyst­kie inne, które zostały już zain­fe­ko­wane wiru­sem. To dwu­to­rowe dzia­ła­nie odpor­no­ści wro­dzo­nej czę­sto wystar­cza, żeby zwal­czyć infek­cję.

Odpor­ność swo­ista wcho­dzi do gry, gdy odpor­ność wro­dzona nie radzi sobie z zagro­że­niem. W tej książce sku­pimy się przede wszyst­kim na niej, bo odpo­wiada za reak­cje wyni­ka­jące z nad­wraż­li­wo­ści (aler­giczne i auto­im­mu­no­lo­giczne). Jako druga linia obrony odpor­ność swo­ista jest spe­cy­ficzna, ponie­waż ma zdol­ność zapa­mię­ty­wa­nia spe­cy­ficz­nych rze­czy, które napo­tyka, i przy powtór­nym kon­tak­cie z nimi odpo­wied­nio reaguje. Lim­fo­cyty T, białe krwinki wytwa­rzane w naszym szpiku kost­nym, mają na powierzchni recep­tory, które przy­łą­czają się do obcych agre­so­rów jak komórki zarod­kowe w naszym orga­ni­zmie. Po wej­ściu w kon­takt z kon­kret­nym intru­zem nie­które z lim­fo­cy­tów T stają się „pamię­cią”. Przy następ­nym zetknię­ciu z podob­nym orga­ni­zmem mogą szyb­ciej akty­wo­wać odpor­ność swo­istą. Uru­cha­miają lim­fo­cyty B, inny rodzaj bia­łych krwi­nek pro­du­ko­wa­nych w naszym szpiku kost­nym. Te czym prę­dzej wytwa­rzają dużą liczbę prze­ciw­ciał, które dostają się do krwio­biegu, żeby pomóc zwal­czać komórki obce. Prze­ciw­ciała to białka w kształ­cie Y krą­żące w naszej krwi; ich główną funk­cją jest neu­tra­li­za­cja obcych sub­stan­cji, jak wirusy i bak­te­rie. Wiążą się z obcymi mikro­or­ga­ni­zmami, przez co unie­moż­li­wiają im przy­łą­cze­nie się do naszych wła­snych komó­rek albo wnik­nię­cie przez ich ściany. Jed­no­cze­śnie mogą się wią­zać z innymi komór­kami układu odpor­no­ścio­wego i je akty­wo­wać, wspo­ma­ga­jąc i pobu­dza­jąc cało­ściową odpo­wiedź immu­no­lo­giczną. Prze­ciw­ciała, spe­cy­ficzne dla typu pro­du­ku­ją­cych je lim­fo­cy­tów B i typu lim­fo­cy­tów T, które uru­cha­miają cały pro­ces, są więc wytwa­rzane „na zamó­wie­nie”, żeby bro­nić orga­ni­zmu przed kon­kret­nym rodza­jem obcego mate­riału, który go ata­kuje – i który został przez niego zapa­mię­tany pod­czas pierw­szego kon­taktu.

Nasze ciała wytwa­rzają pięć róż­nych klas prze­ciw­ciał: IgM, IgD, IgG, IgA i IgE. Zetkniemy się jesz­cze z IgG i IgA, ale w tej książce będą nas głów­nie inte­re­so­wać IgE. Pod­czas gdy nie wszyst­kie nad­wraż­li­wo­ści typu I – rów­nież zwane aler­gicz­nymi odpo­wie­dziami immu­no­lo­gicz­nymi – cha­rak­te­ry­zują się pro­duk­cją IgE, w więk­szo­ści reak­cji aler­gicz­nych docho­dzi do akty­wa­cji wła­śnie tych prze­ciw­ciał. W nad­wraż­li­wo­ści typu II i typu III, któ­rej prze­ja­wem są takie cho­roby auto­im­mu­no­lo­giczne jak cho­roba Gra­vesa-Base­dowa czy toczeń rumie­nio­waty ukła­dowy i reu­ma­to­idalne zapa­le­nie sta­wów, docho­dzi do pro­duk­cji prze­ciw­ciał klasy IgG. Tak czy owak, odpo­wiedź immu­no­lo­giczna z udzia­łem prze­ciw­ciał IgE wska­zuje na reak­cję aler­giczną i jest syno­ni­mem aler­gii. Gene­tyczne pre­dys­po­zy­cje do nad­wraż­li­wo­ści IgE-zależ­nej na aler­geny śro­do­wi­skowe nazy­wają się ato­pią. Tak więc (i to póź­niej będzie ważne) ato­pia różni się od aler­gii, bo cho­ciaż może­cie mieć aler­gię bez odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nej z udzia­łem IgE, to nie może­cie mieć reak­cji ato­po­wej bez udziału IgE.

Ten zwią­zek mię­dzy prze­ciw­cia­łami IgE a ato­pią był donio­słym odkry­ciem umoż­li­wia­ją­cym wpro­wa­dze­nie zna­czą­cych inno­wa­cji w bada­niach nad odpo­wie­dziami aler­gicz­nymi i ich lecze­niem. Jed­nak powo­duje także zamie­sza­nie, gdy przy­cho­dzi do roz­róż­nie­nia mię­dzy aler­gią i ato­pią a nie­to­le­ran­cją i nad­wraż­li­wo­ścią (jak prze­ko­namy się w roz­dziale 2 poświę­co­nym dia­gno­styce). Z uwagi na zasad­ni­cze zna­cze­nie prze­ciw­ciał IgE jako cechy odpo­wie­dzi aler­gicz­nej chcia­ła­bym zatrzy­mać się w tym miej­scu i na krótko zbo­czyć z tematu, żeby przed­sta­wić odkry­cie samego tego prze­ciw­ciała.

Odkrycie IgE

Na początku 1906 roku, kiedy ukuto ter­min „aler­gia”, Cle­mens von Pirquet twier­dził (słusz­nie, jak się oka­zało), że u jego pacjen­tów aler­geny wywo­łują odpo­wiedź z udzia­łem prze­ciw­ciał. W 1919 roku dok­tor Maxi­mi­lian Rami­rez podał do wia­do­mo­ści, że pewien jego pacjent dostał aler­gii na koń­ską sierść po trans­fu­zji krwi od dawcy aler­gika18. Potwier­dzało to przy­pusz­cze­nia Pirqu­eta, że coś we krwi może powo­do­wać wraż­li­wość aler­giczną, praw­do­po­dob­nie nowa klasa prze­ciw­ciał. Potem, w latach dwu­dzie­stych, dok­tor Carl Prau­snitz, pra­cu­jący w Niem­czech lekarz, który miał aler­gię na życicę, pró­bo­wał prze­ka­zać swoją natu­ralną aler­giczną wraż­li­wość asy­sten­towi, Hein­zowi Küstnerowi, który z kolei podzie­lił się swoją aler­gią na goto­waną rybę.

Było już wtedy jasne, że testy skórne mogą wyka­zać wraż­li­wość na różne aler­geny (wię­cej na ten temat w roz­dziale 2), ale mecha­nizm bio­lo­giczny odpo­wie­dzialny za te reak­cje wciąż pozo­sta­wał nie­znany. Po wstrzyk­nię­ciu sobie w ramię nie­wiel­kiej ilo­ści suro­wicy krwi Küstnera Prau­snitz pod­czas testu skór­nego zaob­ser­wo­wał u sie­bie der­mo­gra­fizm, pokrzywkę będącą reak­cją na aler­gen ryby. Mimo kilku prób z róż­nymi suro­wi­cami krwi od pacjen­tów z cięż­szymi odpo­wie­dziami aler­gicz­nymi na pyłek żyta u Küstnera nie wystą­piła pozy­tywna reak­cja skórna na ten aler­gen. Jed­nak pozy­tywna reak­cja Prau­snitza na białko rybie dowo­dziła, że wraż­li­wość aler­giczną można prze­ka­zy­wać poprzez wstrzy­ki­wa­nie suro­wicy krwi. Wyniki badań tej pary bada­czy dopro­wa­dziły do odkry­cia reak­cji Prau­snitza-Küstnera, to zna­czy opra­co­wa­nia testu P-K na aler­giczną wraż­li­wość, i były wyko­rzy­sty­wane w kolej­nych dzie­się­cio­le­ciach przez naukow­ców zaj­mu­ją­cych się aler­gią. Ale cho­ciaż test P-K był pomocny w bada­niach immu­no­lo­gicz­nych nad­wraż­li­wo­ści, sto­jące za nim mecha­nizmy wciąż były nie­ja­sne. Po latach nauko­wego śledz­twa immu­no­lo­dzy uznali, że za wytwo­rze­nie wraż­li­wo­ści pod­czas testu P-K praw­do­po­dob­nie odpo­wiada ta sama klasa prze­ciw­ciał, jed­nak wciąż wyklu­czali więk­szość z tych dotych­czas zna­nych jako wino­wajcy.

Przy­szedł czas na odkry­cie IgE.

Pod koniec lat sześć­dzie­sią­tych para japoń­skich naukow­ców posta­no­wiła zba­dać aktyw­ność P-K w suro­wi­cach pacjen­tów uczu­lo­nych na pyłek. Immu­no­lo­dzy podej­rze­wali wtedy, że reaktyw­ność skóry pod­czas testów P-K może mieć zwią­zek z dzia­ła­niem prze­ciw­ciał IgA. Jed­nak po kilku doświad­cze­niach dok­to­rzy Kimi­shige i Teruko Ishi­zaka stwier­dzili, że bio­lo­giczna aktyw­ność, którą zaob­ser­wo­wali, nie jest powo­do­wana przez żadne ze zna­nych prze­ciw­ciał – IgM, IgA, IgG ani IgD. Pań­stwo Ishi­zaka wyka­zali, że z masto­cy­tami i bazo­fi­lami łączą się nowe prze­ciw­ciała nazwane przez nich IgE, które przy­czy­niają się do reak­cji aler­gicz­nych. Ich dal­sze skru­pu­latne bada­nia naukowe nad funk­cją IgE dowio­dły ponad wszelką wąt­pli­wość, że te prze­ciw­ciała biorą udział w więk­szej czę­ści wyni­ka­ją­cych z wraż­li­wo­ści odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nych na skąd­inąd nie­szko­dliwe anty­geny czy też aler­geny.

Anty­gen to każda sub­stan­cja, która powo­duje odpo­wiedź układu odpor­no­ścio­wego; aler­gen to taki anty­gen, który uru­cha­mia odpo­wiedź układu odpor­no­ścio­wego z udzia­łem IgE. W tego rodzaju odpo­wie­dzi komórki odpor­no­ściowe orga­ni­zmu powo­dują reak­cję aler­giczną typu I (dla­tego naukowcy nazy­wają aler­gię odpo­wie­dzią immu­no­lo­giczną typu I). Pewne z nich – sub­po­pu­la­cja leu­ko­cy­tów, czyli bia­łych cia­łek krwi zna­nych jako lim­fo­cyty CD4+T czy T pomoc­ni­cze typu 2 (T hel­per typu 2, czyli Th2) – sygna­li­zują lim­fo­cy­tom B, żeby wytwa­rzały prze­ciw­ciała IgE. Z pię­ciu klas prze­ciw­ciał wystę­pu­ją­cych u ssa­ków IgE jako jedyne z tego, co wiemy, regu­lar­nie łączą się z aler­ge­nami, żeby zaini­cjo­wać odpo­wiedź immu­no­lo­giczną. I w prze­ci­wień­stwie do innych prze­ciw­ciał, które znaj­dują się we krwi, w lim­fie, śli­nie i ślu­zie noso­wym, prze­ciw­ciała IgE są zlo­ka­li­zo­wane w naszych tkan­kach i wiążą się z masto­cy­tami poprzez ich recep­tory (masto­cyty jako jedne z pierw­szych biorą dział w odpo­wie­dzi układu odpor­no­ścio­wego). Prze­ciw­ciała IgE mają przede wszyst­kim zwal­czać paso­żyty, głów­nie jeli­towe, ale pod­czas reak­cji aler­gicz­nych oddzia­łują na masto­cyty i bazo­file (rów­nież jedne z pierw­szych w odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nej), żeby uwol­niły hista­minę i inne sub­stan­cje, które potem powo­dują stan zapalny i pozo­stałe objawy aler­gii. U cier­pią­cych na ato­pie czy mają­cych skłon­ność do aler­gii stwier­dza się zazwy­czaj nie tylko wyż­szy poziom IgE, ale także więk­szą liczbę recep­to­rów tych prze­ciw­ciał na masto­cy­tach i praw­do­po­dob­nie dla­tego są oni bar­dziej wraż­liwi na śro­do­wi­sko i mogą u nich wystę­po­wać reak­cje aler­giczne na różne aler­geny. Jed­nak ktoś, kto nie miewa ato­pii – czyli nie ma bio­lo­gicz­nych pre­dys­po­zy­cji do wraż­li­wo­ści (bli­żej przyj­rzymy się róż­ni­com w roz­dziale 4) – może zare­ago­wać aler­gicz­nie na jad psz­czeli albo przy­kła­dowo peni­cy­linę przy kolej­nym zetknię­ciu.

Odkry­cie roli IgE w aler­gii umoż­li­wiło dal­sze bada­nia naukowe nad spe­cy­ficz­nymi mecha­ni­zmami czy reak­cjami immu­no­lo­gicz­nymi, przez które orga­nizm może wpaść w spi­ralę wyni­ka­ją­cej z nad­wraż­li­wo­ści odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nej. Naukowcy i kli­ni­cy­ści roz­róż­niają obec­nie aler­gie IgE-zależne (na przy­kład aler­giczny nie­żyt nosa, aler­gia pokar­mowa, wyprysk ato­powy) i IgE-nie­za­leżne (uczu­le­nie na leki, cho­roba posu­ro­wi­cza). Ale gene­ral­nie, dla celów prak­tycz­nych, ter­min „aler­gia” w XXI wieku ozna­cza wszelką nega­tywną reak­cję immu­no­lo­giczną z udzia­łem prze­ciw­ciał IgE. Udział IgE w odpo­wie­dzi na kon­takt z anty­ge­nem stał się stan­dar­do­wym czyn­ni­kiem w dia­gno­zo­wa­niu nad­wraż­li­wo­ści typu I, czyli aler­gii.

IgE w definiowaniu wrażliwości typu I i związany z tym problem

Sama obec­ność albo nieobec­ność IgE w dia­gno­zo­wa­niu aler­gii szybko zaczyna stwa­rzać pro­blemy, jeśli pacjent wyka­zuje niskie poziomy tych prze­ciw­ciał – od tego trzeba zacząć. Może to wyklu­czać inne cho­roby aler­giczne, jak eozy­no­fi­lowe zapa­le­nie prze­łyku (EoE) i niealer­giczne ato­powe zapa­le­nie skóry, bo uważa się je za IgE-nie­za­leżne. Cho­roba posu­ro­wi­cza czy reak­cja, którą Cle­mens von Pirquet zaob­ser­wo­wał w swo­jej Kin­der­kli­nik i nazwał aler­gią, zali­cza się do kate­go­rii cho­roby aler­gicznej IgE-nie­za­leżnej. Osoby z astmą albo ato­po­wym zapa­le­niem skóry oraz takie, które nie wyka­zują udziału IgE w reak­cji na kon­takt z aler­ge­nem, można skla­sy­fi­ko­wać jako cier­piące na cho­robę aler­giczną typu I, ponie­waż zacho­dzą u nich te same fizjo­lo­giczne pro­cesy, ale nie na aler­gię w ści­słym tego słowa zna­cze­niu, jeśli posłu­gu­jemy się obec­no­ścią IgE jako papier­kiem lak­mu­so­wym.

Należy zauwa­żyć, że nie­któ­rzy spe­cja­li­ści, z któ­rymi roz­ma­wia­łam, pisząc tę książkę, swo­bod­nie nazy­wają egzemę czy astmę aler­gią; inni są temu zde­cy­do­wa­nie prze­ciwni. Część uważa, że bez­po­śred­nia przy­czyna ataku astmy czy poja­wie­nia się egzemy jest waż­niej­sza niż prze­bieg odpo­wie­dzi immu­no­lo­gicz­nej. Na przy­kład, jeśli ktoś dostaje ataku astmy pod­czas cięż­kich ćwi­czeń, to nie należy wrzu­cać go do jed­nego worka z innymi, u któ­rych ataki są wywo­ły­wane aler­ge­nami, takimi jak pyłki traw obecne w powie­trzu. Tym, któ­rzy argu­men­tują, że mecha­ni­zmy bio­lo­giczne odpo­wie­dzialne za odpo­wiedź immu­no­lo­giczną są w obu przy­pad­kach takie same – i że te reak­cje są waż­niej­sze niż ich przy­czyny – łatwiej zali­czyć astmę i egzemę do cho­rób aler­gicz­nych. Pod wie­loma wzglę­dami obecna dys­ku­sja, co pod­pada pod kate­go­rię aler­gii, a co nie, jest kon­ty­nu­acją debaty na temat zna­cze­nia tego ter­minu na początku XX wieku. Jeśli wciąż macie wąt­pli­wo­ści, czym naprawdę jest aler­gia i jak ją defi­nio­wać, to nie jeste­ście sami.

Dzi­siaj aler­go­lo­dzy są podzie­leni, gdy przy­cho­dzi do roz­róż­nie­nia tych scho­rzeń i zde­fi­nio­wa­nia nazwy „aler­gia”. Wielu leka­rzy, z któ­rymi roz­ma­wia­łam, chcia­łoby bar­dziej pre­cy­zyj­nych defi­ni­cji i nowej ter­mi­no­lo­gii.

Dok­tor Hugh A. Samp­son, świa­to­wej sławy aler­go­log z czter­dzie­sto­let­nim doświad­cze­niem w pracy, twier­dzi, że reak­cja aler­giczna jest spe­cy­ficzna dla każ­dego czło­wieka i z upły­wem czasu może prze­bie­gać ina­czej. U małych dzieci zazwy­czaj dotyka skóry i układu pokar­mo­wego. Dziecko po zje­dze­niu cze­goś może dostać wysypki albo zwy­mio­to­wać. Ale bywa, że w miarę, jak dora­sta, cel ataku się zmie­nia i reak­cje aler­giczne prze­ja­wiają się jako epi­zody ast­ma­tyczne albo świsz­czący oddech. „Aler­gia to mecha­nizm immu­no­lo­giczny” – tłu­ma­czy Samp­son. „Tyle że każda odpo­wiedź immu­no­lo­giczna może wziąć za cel inny narząd”.

Dok­tor Gur­jit „Neeru” Khu­rana Her­shey, pedia­tra z tytu­łem pro­fe­sora i dyrek­torka działu badań nad astmą w Cin­cin­nati Chil­dren Hospi­tal, defi­niuje aler­gię jako „cho­robę ogól­no­ustro­jową”, czyli całego orga­ni­zmu. U nie­któ­rych osób reak­cja aler­giczna obej­mie jedno miej­sce, jak drogi odde­chowe, u innych objawi się w wielu, podob­nie jak u kogoś, kto cierpi nie tylko na astmę, ale także egzemę i aler­gie pokar­mowe. Jed­nak w każ­dym przy­padku to cho­roba ogól­no­ustro­jowa. Głów­nym pro­ble­mem wszyst­kich scho­rzeń aler­gicz­nych jest zapa­le­nie – jego powszechne wystę­po­wa­nie łączy wszyst­kie te stany. Według Khu­rany Her­shey należy zna­leźć odpo­wiedź na pyta­nie, dla­czego odpo­wiedź immu­no­lo­giczna u czę­ści pacjen­tów pozo­staje zlo­ka­li­zo­wana w jed­nym miej­scu, a u pozo­sta­łych jest roz­pro­szona.

Dok­tor Alkis Togias sto­jący na czele oddziału aler­gii, astmy i bio­lo­gii cho­rób dróg odde­cho­wych w Natio­nal Insti­tu­tes of Health opi­suje aler­gię jako zespół obja­wów, które zwy­kle wystę­pują razem i mają tę samą przy­czynę. Z jego punktu widze­nia astma, katar sienny, egzema i aler­gia pokar­mowa nie są oddziel­nymi dole­gli­wo­ściami.

„Tak naprawdę mamy do czy­nie­nia z zespo­łem cho­ro­bo­wym, który dotyka róż­nych czę­ści ciała” – tłu­ma­czy mi Togias. Za zamęt w defi­nio­wa­niu, co jest, a co nie jest cho­robą aler­giczną, wini nad­mierną spe­cja­li­za­cję medy­cyny w ciągu ostat­nich dzie­się­cio­leci. Pul­mo­no­lo­dzy zaj­mują się płu­cami, więc stwier­dzą astmę. Ale nie­ko­niecz­nie zauważą – albo się przejmą – jeśli pacjent będzie miał także egzemę czy aler­gię pokar­mową – mimo że jako osoba podatna na ato­pie może je mie­wać. Koń­czy się na tym, że leczymy te cho­roby u jed­nego pacjenta osobno, cho­ciaż są prze­ja­wem tego samego zespołu cho­ro­bo­wego. Ina­czej mówiąc, nie każdy, kto ma cho­robę aler­giczną, zosta­nie zdia­gno­zo­wany przez aler­go­loga albo będzie przez niego leczony; i nie będzie trak­to­wał swo­ich poszcze­gól­nych cho­rób aler­gicz­nych jako tego samego efektu złego funk­cjo­no­wa­nia układu odpor­no­ścio­wego.

Dok­tor Donald Leung, wybitny aler­go­log i immu­no­log z Natio­nal Jewish Health w Denver, uważa, że do tego zamie­sza­nia w dużej mie­rze przy­czy­nia się ter­mi­no­lo­gia. Cho­roby aler­giczne są czę­sto dia­gno­zo­wane w zależ­no­ści od obja­wów, a nie mecha­ni­zmów bio­lo­gicz­nych: „świsz­czący oddech” to astma, „swę­dze­nie” – ato­powe zapa­le­nie skóry. Według niego „ato­pia” to lep­sza nazwa niż „aler­gia”, bo dosłow­nie zna­czy „nie na miej­scu”. Reak­cja skóry, jelit albo błony ślu­zo­wej nosa na aler­gen jest „nie na miej­scu” – to prze­sadna odpo­wiedź na powszech­nie wystę­pu­jący i w innych oko­licz­no­ściach nie­szko­dliwy bodziec w śro­do­wi­sku. Osta­tecz­nie więc jego defi­ni­cja aler­gii opiera się przede wszyst­kim na reak­cji układu odpor­no­ścio­wego, a nie tylko na obja­wach czy wyni­kach testów aler­gicz­nych.

ALERGIA W WERSJI (TAK JAKBY) UPROSZCZONEJ

Co więc wobec tego wszyst­kiego mają zro­bić tacy ludzie jak Chris­sie ze swoim scep­tycz­nym podej­ściem do wyni­ków testów na aler­gię pokar­mową, ty, drogi czy­tel­niku, który możesz mieć objawy aler­gii, ale nie uda­łeś się do aler­go­loga, mój ojciec, u któ­rego nastą­piła reak­cja IgE-nie­za­leżna, jed­nak śmier­telna w skut­kach, czy ja z kli­nicz­nymi obja­wami wska­zu­ją­cymi na aler­gię odde­chową, lecz bez wyraź­nej odpo­wie­dzi IgE-zależ­nej pod­czas testów skór­nych i z krwi (sze­rzej omó­wimy tę zagadkę w roz­dziale 2)? Czyli jak laicy mają rozu­mieć aler­gię?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

David B.K. Gol­den, Insect Allergy, „Mid­dle­ton’s Allergy Essen­tials”, red. Robyn E. O’Hehir, Ste­phen T. Hol­gate i Aziz She­ikh, Else­vier, Amster­dam 2017, s. 377. [wróć]

Cen­ters for Dise­ase Con­trol, Quick­Stats: Num­ber of Deaths from Hor­net, Wasp, and Bee Stings, Among Males and Fema­les, Natio­nal Vital Sta­ti­stics Sys­tem, Uni­ted Sta­tes, 2000–2017, „Mor­bi­dity and Mor­ta­lity Weekly Report” 68, nr 29, 26 lipca 2019, s. 649. [wróć]

Ruby Pawan­kar, Gior­gio Walk­ter Cano­nica, Ste­phen T. Hol­gate, Richard F. Loc­key, White Book on Allergy 2011–2012 Exe­cu­tive Sum­mary, World Allergy Orga­ni­za­tion. https://www.worl­dal­lergy.org /User­Fi­les/file/WAO-White-Book-on-Allergy_web.pdf [dostęp: 14.12.2023]. [wróć]

Imiona więk­szo­ści pacjen­tów aler­go­lo­gicz­nych wystę­pu­ją­cych w tej książce zostały zmie­nione. W kilku nie­licz­nych wyjąt­kach są w tek­ście przed­sta­wieni z imie­nia i nazwi­ska. [wróć]

Zaj­miemy się tą histo­rią sze­rzej w roz­dziale 4, poświę­co­nym gene­tyce, dzie­dzi­cze­niu i aler­gii jako nor­mal­nej reak­cji immu­no­lo­gicz­nej. [wróć]

J.M. Igea, The History of the Idea of Allergy, „Allergy” 68, nr 8, sier­pień 2013, s. 966–973. [wróć]

War­wick Ander­son i Ian R. Mac­kay, Into­le­rant Bodies: A Short History of Auto­im­mu­nity, Johns Hop­kins Uni­ver­sity Press, Bal­ti­more 2014, s. 28. [wróć]

Prze­ciw­ciała były widoczne pod mikro­sko­pem i naukowcy zro­zu­mieli, że odgry­wają one klu­czową rolę w zwal­cza­niu bak­te­rii. Jed­nak nazwy „prze­ciw­ciało” uży­wano na początku XX wieku w innym zna­cze­niu, niż używa się go dzi­siaj. [wróć]

W miarę jak nazwa się roz­po­wszech­niała, Pirquet był coraz bar­dziej sfru­stro­wany tym, że łączono ją z nad­wraż­li­wo­ścią i nad­re­ak­tyw­no­ścią. Prze­czu­wał, że postrze­ga­nie aler­gii tylko jako wyni­ka­ją­cej z nad­wraż­li­wo­ści odpo­wie­dzi układu odpor­no­ścio­wego jest błę­dem, ponie­waż prze­czyło to jego zasad­ni­czej teo­rii na temat aler­gii. Zmę­czony cią­głymi pró­bami popra­wia­nia kole­gów naukow­ców, Pirquet w końcu zre­zy­gno­wał z tej nazwy. Słowo „aler­gia” miało już ni­gdy nie odno­sić się do pozy­tyw­nych reak­cji bio­lo­gicz­nych układu immu­no­lo­gicz­nego. [wróć]

Pierw­szym cza­so­pi­smem nauko­wym poświę­co­nym aler­gii był „Jour­nal of Allergy”, wydany po raz pierw­szy w 1929 roku. To wciąż jeden z czo­ło­wych perio­dy­ków na tym polu i obec­nie nosi tytuł „The Jour­nal of Allergy and Cli­ni­cal Immu­no­logy”. [wróć]

War­ren T. Vau­ghan, Allergy and Applied Immu­no­logy: A Hand­book for Phy­si­cian and Patient, on Asthma, Hay Fever, Urti­ca­ria, Eczema, Migra­ine and Kin­dred Mani­fe­sta­tions of Allergy, C.V. Mosby, St. Louis 1931, s. 43. [wróć]

Geo­rge W. Bray, Recent Advan­ces in Allergy (Asthma, Hay-Fever, Eczema, Migra­ine, Etc.) P. Bla­ki­ston’s, Fila­del­fia 1931, s. 5. [wróć]

Wil­liam Stur­gis Tho­mas, Notes on Allergy, circa 1920–1939. Dwa segre­ga­tory pry­wat­nych nota­tek są dostępne w The Drs. Barry and Bobbi Col­ler Rare Book Reading Room w New York Aca­demy of Medi­cine. Podzię­ko­wa­nia dla skru­pu­lat­nej biblio­te­karki z tej czy­telni za to, że zwró­ciła mi na nie uwagę i pomo­gła mi je zlo­ka­li­zo­wać. [wróć]

W XIX wieku katar sienny uwa­żano za kolejną cho­robę zakaźną podobną do zwy­kłego prze­zię­bie­nia, ale nikt nie mógł speł­nić wymo­gów Kocha w odnie­sie­niu do aler­ge­nów (mikrob musiał być pobrany jedy­nie od osób zaka­żo­nych i następ­nie z tych pró­bek wyho­do­wany; te kul­tury następ­nie powinny wywo­łać cho­robę u osób zdro­wych), a więc tym samym dowieść naukowo, że to żywy mikro­or­ga­nizm spo­wo­do­wał dole­gli­wość. [wróć]

G.H. Oriel, Allergy, Bale & Daniels­son, Lon­dyn 1932, s. 5. [wróć]

Igea, History of the Idea of Allergy. [wróć]

Arthur F. Coca, Asthma and Hay Fever in The­ory and Prac­tice. Part I: Hyper­sen­si­ti­ve­ness, Ana­phy­la­xis, Allergy, C.C. Tho­mas, Spring­field, Ill., 1931, s. 4. [wróć]

Tho­mas A.E. Platts-Mills, Peter W. Hey­mann, Scott P. Com­mins i Judith A. Wood­folk, The Disco­very of IgE 50 Years Later, „Annals of Allergy, Asthma & Immu­no­logy”, 116, nr 3, 2016, s. 179–182. [wróć]